Dziś mam "sądny dzień" wszystko się sprzysięgło przeciwko...
W pracy, się złaziłem jak listonosz w PRLu, przyjeżdżam do domu rodziców, bo ojciec chciał się zabrać do sklepu budowlanego, czekam pół godziny, a ten łazi w kółko, i szuka puszki farby sprzed 20 lat, bo taką samą chce kupić, nie wiem co robił od rana... W końcu się wnerwiłem i pojechałem sam, na 10 minut przed zamknięciem...
Przyjeżdżam do domu, dwa ostronosy (rybki) martwe, a już miały po około 20cm... Zabieram się za malowanie, biorę umyty wałek, okazuje się za mokry, i rozwadnia farbę, biorę nowy wałek, identyczny, kupiony tego samego dnia, i bydle kłaczy i zostawia farfocle. Wkuty na max, się potknąłem i wałkiem z brązową farbą, walnąłem o sufit.
Wczoraj woda w basenie czysta, dziś zielona... a antyglon i chlor dawane na bieżąco.
No jakaś paranoja...

Pozdrawiam