Mammut X-zoom, recenzja porównawcza
: środa 25 mar 2009, 19:44
Heh, skoro po naszemu idzie mi lepiej, to proszę bardzo (nie wiem czy nie powinno być jednak w "recenzjach"):
Zanim przejdę do porównania, kilka słów o tym, dlaczego zestawiłem ze sobą akurat te dwie czołówki a także jakie były moje kryteria wyboru, co przełożyło się na określoną ocenę poszczególnych parametrów.
Impulsem do zakupu nowej latarki było zgubienie na wycieczce obecnej, czyli Myo XP. Co prawda szczęśliwie latarka odnalazła się następnego dnia, jednak wieczór spędzony przy świetle świeczek sprawił, że pomyślałem o rozwiązaniu na wypadek, gdyby następnym razem zgubienie było bardziej skuteczne :”P
Pierwotny zamiar, to jest zakup latarki „awaryjnej” dość szybko przekształcił się w poszukiwania „następcy” Myo XP – było nie było model ten ma już swoje lata, a gwoździem do jego trumny stało się ostrzeżenie Petzla dotyczące stosowania w nim zasilania z akumulatorów NiMH.
Kryteria wyboru były dosyć proste:
- niezawodność
- jak najdłuższy czas pracy
- jak najlepszy zasięg przy zachowaniu rozsądnego czasu świecenia
- elastyczność zasilania (baterie, akumulatory, mile widziane baterie litowe)
- możliwość zmiany skupienia światła tak, aby z tą samą swobodą można było oświetlić dalekie obiekty, jaki i wykorzystać latarkę jako podręczne światło biwakowe
O ile pierwsze cztery kryteria są dosyć oczywiste, o tyle kwestia zmiany kąta świecenia światła budzi nieco więcej wątpliwości. Większość latarek korzystających z diod LED zbudowana jest tak, że źródło światła stanowi jeden, wspólnie zestrojony z soczewką układ. Pozwala to na osiągnięcie dobrych parametrów świecenia (skupienie wiązki i co za tym idzie zasięg latarki), jednak minusem jest niemożność zmiany ogniskowania. Dominują dwa sposoby rozwiązania tego problemu:
A) przysłona, działająca jako rozpraszacz
B) dwa niezależne układy światła, jeden dający światło zogniskowane i drugi, świecący bardziej rozproszoną wiązką.
Osobiście preferuję układ z jedną diodą oraz przysłoną, gdyż upraszcza on obsługę latarki. Poza tym przy dwóch źródłach światła, rozproszone zwykle jest zbudowane ze słabszych diod o mniejszym zasięgu (a czasem przydaje się silne światło o szerokim kącie świecenia).
Przy poprzednim wyborze, Myo XP wygrało właśnie dzięki ruchomej przysłonie (rozpraszacz w formie zdejmowanej nakładki, stosowany np. przez Silvę, jest mniej wygodny w codziennym użyciu).
Tym większe zainteresowanie wzbudził więc nowy model w ofercie Mammuta, latarka X-zoom, wyposażona w jedną diodę dużej mocy oraz układ optyczny pozwalający na płynną regulację kąta świecenia.
W międzyczasie postanowiłem też przerobić Myo XP, zmieniając w nim diodę LED na identyczną do tej, jaką zastosowano w modelu „2008”, to jest SSC P4 bin U (ściślej: USXPH). Poza tym obie wersje niczym się od siebie nie różnią; w nowszych egzemplarzach modelu „2008” jest jeszcze dodatkowy bezpiecznik w komorze baterii, zabezpieczający ją przed ryzykiem samozapłonu przy stosowaniu akumulatorów NiMH*.
Wobec powyższego, zamiast po prostu opisać wrażenia z użytkowania nowej czołówki, postanowiłem wziąć się za porównanie „trzech” latarek:
- Mammut X-zoom
- Petzl Myo XP w wersjach:
A) „niebieskiej” (pierwszy model Myo XP)
B) zmodyfikowanej tak, aby uzyskać parametry identyczne z modelem „2008” (dodanie bezpiecznika oraz wymiana diody LED na SSC P4 bin U – USXPH).
Tekst podzielony jest na 4 sekcje: porównanie konstrukcji i jakości wykonania, obsługę latarek, porównanie deklarowanych parametrów obu produktów i na końcu wreszcie testy praktyczne.
* - więcej informacji na temat stosowania akumulatorów w Myo XP zawiera komunikat firmy Petzl, dostępny na stronie http://www.petzl.pl/akumulatorki_MYO_uzytkownik.pdf lub http://en.petzl.com/petzl/LampesNews?News=222
1. Konstrukcja/wykonanie
Obie czołówki sprawiają wrażenie wykonanych z podobną starannością. Zauważalna jest dobra jakość plastyku i elastycznych taśm utrzymujących latarki na głowie.
Koszyk głowicy w X-zoomie jest bardziej ażurowy i sprawia wrażenie nieco delikatniejszego, choć żadna z latarek nie ma części łatwych do uszkodzenia czy połamania.
Bazując na zdjęciach dostępnych w sieci, obawiałem się, że głowica X-zooma okaże się istotnie większa w porównaniu z Myo XP. W praktyce okazało się, że obie są podobnej wielkości, owszem, Mammut jest „grubszy”, natomiast waga i pozostałe wymiary obu głowic jest do siebie podobne.
Charakterystyczny reflektor X-zooma to konstrukcja oparta o tak zwaną „soczewkę Fresnela”, wykorzystywaną chętnie w instalacjach mających dawać duże skupienie wiązki świetlnej, na przykład latarniach morskich. Dzięki temu strumień światła jest niesamowicie wręcz skupiony, o czym szerzej w dalszej części porównania. Ciekawostką jest rozwiązanie sposobu zmiany ogniskowej. Spodziewałem się „klasycznej” konstrukcji, w której obracając pierścieniem powodujemy jego „wykręcanie się” z obudowy. Okazuje się jednak, że pierścień nie zmienia swojej pozycji, jego obrót zaś powoduje przesuwanie się względem obudowy diody umieszczonej wewnątrz głowicy – dzięki temu nie ma problemów z utrzymaniem szczelności.
Poza płynnie regulowanym zoomem, zakres możliwości oraz jakość wykonania obu latarek wyglądają podobnie, z głównych różnic można wymienić:
- Wodoszczelność X-zooma oraz „deszczoodporność” Myo XP (w głowicy lampy są otwory wentylacyjne, przez które woda może dostać się do środka)
- Możliwość wykorzystania akumulatorów oraz baterii litowych w Mammut'cie (to ostatnie potwierdzam u producenta, gdyż w instrukcji nie ma o tym ani słowa - choć sklepy internetowe piszą o kompatybilności z „litówkami”) oraz niemożność stosowania tych dwóch typów zasilania w przypadku Petzla (patrz: przytaczany powyżej komunikat serwisowy)
- Czerwone diody znajdujące się z tyłu, na pojemniku baterii w X-zoom (brak w Myo XP)
- Brak trybu boost w X-zoomie
Pozostałe różnice są minimalne. Myo ma gorzej zaprojektowany pojemnik na baterie; otwarcie go wymaga zdjęcia opasującej pojemnik taśmy nośnej, poza tym odchylanie gumowej pokrywki powoduje wyginanie kabla zasilającego co może prowadzić do uszkodzeń w tym miejscu po dłuższym czasie użytkowania. Co prawda mój egzemplarz sprawuje się bez zarzutu, jednak z drugiej strony nie używam go zbyt intensywnie.
Pojemnik X-zooma wykonany jest z twardego, budzącego zaufanie plastyku, a otwieranie go nie powoduje żadnej manipulacji przewodem.
Z drugiej strony, pokrywa pojemnika jest wykonana z bardzo miękkiej i elastycznej gumy, sprawiając wrażenie delikatnej i łatwej do uszkodzenia. Zapewne jej miękkość wynika z tego, że znajduje się ona od wewnętrznej strony pojemnika i stanowi jednocześnie wyściółkę antypoślizgową, utrzymującą pojemnik na głowie. Dlatego też w praktyce dość trudno było by ją uszkodzić podczas pracy, choć zastanawiam się czy nie zacznie pękać na skutek wymian baterii. Można tę gumę natomiast dość łatwo odczepić od reszty pojemnika, co zostawia nadzieję, że w przypadku jej ewentualnego zużycia wymiana nie będzie zbyt kłopotliwa.
Podobne detale dotyczą sposobu wprowadzenia do głowicy latarki. W Myo XP przewód jest po prostu wprowadzony przez nieuszczelniony otwór w głowicy, podczas gdy w X-zoom, miejsce to zostało odpowiednio zabezpieczone.
X-zoom wyposażony jest w duży, wygodny wyłącznik, łatwy do naciśnięcia nawet w grubych rękawicach. W Myo XP są dwa guziki (włącznik i Boost), oba niewielkich rozmiarów a ponadto wyprofilowane w sposób utrudniający wygodną obsługę – w rękawicach jest to na tyle uciążliwe, że zwykle wolę je zdjąć i przełączać tryby gołą ręką.
Podobne uwagi dotyczą dyfuzora Myo XP, niezbyt wygodnego w obsłudze w przypadku noszenia rękawic. Pierścień regulacyjny X-zooma jest duży i wygodny w użyciu, poza tym płynna regulacja pozwala na lepsze dopasowanie szerokości wiązki do potrzeb. Z drugiej strony, Myo XP w trybie rozproszonym świeci szerzej niż X-zoom, co daje wygodniejsze światło w sytuacjach, kiedy używamy latarki np. na wieczornym biwaku. Zdziwił mnie także stosunkowo krótki zakres ruchów pierścienia w X-zoomie (około ¼ obrotu od pozycji maksymalnie do minimalnie skupionej). Nie jestem pewny czy zwiększając możliwość ruchu pierścienia dałoby się zwiększyć też szerokość wiązki w najszerszej pozycji, tak czy siak wolałbym gdyby ruch ten wynosił przynajmniej pół obrotu, pozwalając na bardziej płynną i precyzyjną regulację światła.
W Myo XP przeszkadza mi często dość sztywny, uwierający podczas noszenia kabel – zwłaszcza że wygina się on wraz z każdą zmianą pochylenia głowicy. X-zoom jest wyposażony w przewód nieco cieńszy i zdecydowanie bardziej elastyczny a jego wprowadzenie do głowicy nie obraca się przy zmianie jej nachylenia, zatem raz ułożony kabel nie zmieni swojej pozycji w trakcie manipulacji latarką.
Poza uwieraniem sztywnego przewodu, Myo XP nosi się jednak wygodniej niż produkt Mammuta. Co prawda po pewnym czasie daje się we znaki twarda ścianka pojemnika baterii, jednak aby ją odczuć, trzeba latarkę mieć na głowie przez dłuższy czas. W X-zoomie pojemnik na baterie jest bardzo wygodny (dzięki miękkiej gumie, omawianej powyżej), natomiast ucisk wywołuje przednia część lampki. Nie jest on może zbyt duży, po osadzeniu latarki nieco wyżej na głowie staje się minimalny i szybko przestajemy go zauważać. Mimo to, tuż po założeniu latarki czuje się lekki dyskomfort. Widać, że została ona zaprojektowana do współpracy z kaskiem, co potwierdza brak górnego paska podtrzymującego czołówkę a także gumki antypoślizgowe na koszyku głowicy (z tyłu taką funkcję pełni pokrywa komory baterii), których z kolei brak w Petzlu. Na gołej głowie komfort noszenia Myo XP jest jednak wyższy, przy czym górny pasek można odpiąć w razie potrzeby.
Ostatni temat jaki chciałem poruszyć w tej sekcji, to sposób regulacji obwodu taśm mocujących obu latarek. W Myo XP regulacja jest tylko z jednej strony co sprawia, że po ściągnięciu czy rozluźnieniu taśmy musimy poprawić ustawienie głowicy, przesuniętej podczas regulacji względem pojemnika baterii.
W Mammucie długość taśmy możemy regulować niezależnie z obu stron, co sprawia że – w przeciwieństwie do Myo XP – jest to łatwo wykonalne bez potrzeby zdejmowania latarki z głowy.
wewnętrzne, opierające się o głowę, strony obu latarek
2. Tryby pracy
Sterowanie obiema czołówkami odbywa się w podobny sposób, za pomocą głównego wyłącznika. W przypadku Myo XP kolejne wciśnięcia wyłącznika zmieniają kolejno tryby świecenia: Maksymalny - Średni - Minimalny - Pulsujący - Wyłączona. Tryb pulsujący polega na regularnym miganiu diody z maksymalną siłą światła. Jeżeli naciśniemy wyłącznik po czasie dłuższym niż 3 s. od jego ostatniego użycia, spowoduje to wyłączenie lampki.
Co ciekawe, wciśnięcie klawisza „Boost” ponownie aktywuje możliwość przełączania trybów. Jeśli więc chcemy zmienić jasność po pewnym czasie od włączenia czołówki bez konieczności wyłączania jej, możemy nacisnąć guzik „Boost” a następnie, głównym wyłącznikiem, ustawić żądany tryb świecenia.
Stan baterii sygnalizowany jest kolorem mrugającej diody umieszczonej tuż obok wyłącznika, gdzie kolor zielony oznacza baterię naładowaną, pomarańczowy - częściowo zużytą (w 70%), czerwony – rozładowaną (w 90%). Ponadto, w momencie przekroczenia kolejnych progów, latarka sygnalizuje to kilkukrotnym mrugnięciem głównego światła.
W przypadku X-zooma sposób sterowania jest nieco bardziej zaawansowany, mamy bowiem do dyspozycji kilka opcji:
A) Kolejne wciśnięcia włącznika działają podobnie jak w Myo, tyle że przełączanie odbywa się w odwrotnej kolejności, tj. od najsłabszego do najsilniejszego poziomu. (Minimalny - Średni - Maksymalny - Wyłączona). Czas po którym ponowne wciśnięcie guzika spowoduje wyłączenie lampki jest dłuższy niż w Myo XP i wynosi 5 sekund.
B) Tryb alarmowy aktywowany jest wciśnięciem przycisku wyłączonej lampki na około 5 sekund (w praktyce - należy trzymać przycisk wciśnięty tak długo, aż zapali się pierwszy sygnał). Ponadto, wygląda on zupełnie inaczej niż w Myo XP – w przeciwieństwie do prostego błyskania, Mammut wysyła tak zwany „alpejski sygnał alarmowy”, o następującym kodzie: 6 błysków w regularnych odstępach w ciągu minuty, minuta przerwy, kolejne 6 błysków w ciągu minuty... itd.
C) Wciśnięcie włącznika na 3 sekundy przy włączonej lampce aktywuje świecenie tylnych, czerwonych diod (tryb migający). Jeżeli chcemy je później wyłączyć, należy postąpić identycznie jak przy włączaniu.
D) Wciśnięcie wyłącznika na 2 sekundy przy wyłączonej lampce aktywuje tryb sprawdzania baterii. Trzy świecące tylne diody oznaczają baterię naładowaną, dwie - częściowo zużytą, jedna – rozładowaną (producent nie podaje niestety jaki procent rozładowania baterii to oznacza).
Ponadto latarka ma tryb ochrony akumulatorów, (nie dopuszcza do ich nadmiernego rozładowania) który aktywowany jest poprzez wciśnięcie włącznika podczas ładowania ostatniej baterii do pojemnika.
Osobiście bardziej podoba mi się obsługa X-zooma, z kilku powodów.
Po pierwsze, najczęściej używam czołówki na biwaku, gdzie minimalny tryb świecenia jest wystarczający w większości przypadków. Włączenie X-zooma wymaga jednego wciśnięcia guzika, podczas gdy Myo XP, aby wejść w tryb Minimalny, wymaga aż trzech przyciśnięć. Kiedy np. gotuję na biwaku kolację, korzystam głównie ze światła ogniska, latarkę włączam jedynie gdy muszę sięgnąć po coś, co znajduje się poza zasięgiem światła lub w namiocie/plecaku. Każdorazowe przechodzenie przez kolejne tryby świecenia w takim przypadku robi się uciążliwe na dłuższą metę, natomiast rezygnacja z tej procedury powoduje nieefektywne wykorzystanie baterii i szybsze ich rozładowanie.
Po drugie, aktywacja trybu „ratunkowego” innym sposobem wciśnięcia wyłącznika sprawia, że nie można go aktywować przypadkowo – w końcu założeniem jest wykorzystanie go wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. Wymieszanie go z pozostałymi trybami w Myo XP sprawia, że zdarza mi się niechcący włączyć błyskanie. Rzecz jest o tyle uciążliwa, iż pierwszym efektem wejścia w ten tryb jest zgaśnięcie latarki, można go więc pomylić z jej wyłączeniem (zwłaszcza że jest to następna opcja). O tym, że latarka nie została wyłączona a zaczęła mrugać przekonuję się dopiero po chwili, po czym, wkurzony, muszę znów sięgać do wyłącznika.
Po trzecie, Mammut wygrywa obsługą akumulatorów. W przypadku Petzla jest to możliwe dopiero w modelu „2008” (pod warunkiem, że w pojemniku na baterie znajduje się odpowiednia adnotacja). Ponadto Mammut pozwala włączyć tryb ochrony akumulatorów, czego znów nie znajdziemy w Myo XP. Niejasne są informacje na temat stosowania baterii litowych. Petzl dopuszcza je dopiero w modelu RXP, natomiast Mammut milczy na ten temat. Polski dystrybutor twierdzi, że dopuszczalne są wszystkie baterie typu AA (w tym również litowe), natomiast na pytanie skierowane bezpośrednio do producenta nie doczekałem się odpowiedzi.
Mieszane uczucia mam natomiast odnośnie sposobu sygnalizowania stanu baterii. W przypadku Myo XP stan baterii możemy sprawdzić w każdej chwili, poza tym latarka ostrzegawczo mruga za każdym razem, gdy poziom baterii przekroczy kolejny próg rozładowania. W X-zoomie w celu sprawdzenia baterii należy wejść w specjalny tryb, do ponadto latarka musi być w tym celu wyłączona.
Z drugiej strony, lampka kontrolna w Petzlu, świecąca przez cały czas, i tak nie jest widoczna kiedy latarkę mamy na głowie. Aby sprawdzić stan zasilania należy zdjąć ją z głowy i sprawdzić kolor diody. Prawdopodobnie z tego powodu producent dodał do Myo XP funkcję sygnalizowania zmiany stanu naładowania baterii za pomocą ostrzegawczego błyskania głównego światła. Jest to poniekąd dobre rozwiązanie, latarka informuje nas: „uważaj, baterie stają się coraz bardziej rozładowane”; czasami jednak nagłe, nieprzewidziane błyskanie latarki potrafi być dosyć denerwujące. Zwłaszcza, gdy na biwaku przyświecamy sobie latarką znajdującą się akurat na granicy kolejnych poziomów rozładowania. Dzieje się to wtedy następująco: włączamy latarkę, po chwili błyska ona ostrzegawczo, po chwili wyłączamy latarkę. Za jakiś czas znowu włączamy latarkę, błyska ona ostrzegawczo.... i tak dalej.
Oczywiście dotyczy to wyłącznie sytuacji, gdy świecimy latarką często i krótko, tyle że na biwaku często tak z niej korzystam.
Niejednoznaczną opinię mam też w stosunku do trybu „ratunkowego” w obu czołówkach. W przypadku Myo XP mamy do dyspozycji jedynie proste błyskanie. Takie światełko idealnie sprawdzi się w przypadku, kiedy idziemy w miarę oświetloną drogą, natomiast latarki używamy przede wszystkim po to by być widzianym przez innych, jednak powszechność takiego wykorzystania (np. przez rowerzystów) może sprawić, że zostanie ono zignorowane w sytuacji gdy zechcemy za jego pomocą przywołać pomoc. W tym celu o wiele bardziej sprawdziłby się kod S.O.S nadawany alfabetem Morse’a.
Z kolei rozwiązanie zastosowane w X-zoomie wydaje się być bardziej „profesjonalne”. Kłopot z tym, że o ile mi wiadomo istnieją dwa niezależne standardy kodów, różniące się od siebie ilością sygnałów, po których następuje przerwa (zależnie od wersji: 6 lub 3). Należy przy tym pamiętać, że są to sygnały stosowane przede wszystkim w górach, natomiast kod S.O.S. mógłby być bardziej uniwersalny.
Na pewno rozwiązanie to jest lepsze od zastosowanego w Myo XP, ale czy idealne?
Na korzyść produktu Petzla przemawia natomiast tryb Boost – wygodny gdy używamy czołówki w trybie Minimalnym i chcemy sobie przyświecić na chwilę mocniejszym światłem. W przypadku X-zooma, jeśli od włączenia minie więcej niż 5 sekund, oznacza to konieczność wyłączenia czołówki a następnie włączenie i „przeklikanie się” do trybu Maksymalnego (łącznie cztery wciśnięcia guzika). W Myo XP załatwia to jedno, proste wciśnięcie klawisza.
3. Porównanie parametrów (zasięg światła, czas pracy) wg specyfikacji
O ile w poprzednich częściach ocena różnic była w dużym stopniu zależna od indywidualnych preferencji użytkownika (o ile mnie bardziej podoba się np. sterowanie X-zooma, komu innemu może bardziej pasować obsługa Myo), o tyle tutaj, przynajmniej przy porównaniu „papierowych” danych, Mammut uzyskuje jednoznaczną przewagę. Szczegółowe dane dotyczące danych podawanych przez producenta zawierają poniższe tabele (wszystkie dane dla trybu skupionego):
X-zoom
Myo XP „niebieska”
Myo XP „2008”
Jak widać, nawet Boost w Myo (97m dla modelu „2008” i 65m dla modelu „niebieskiego”) nie jest osiągnąć tego samego zasięgu co Mammut w trybie Maksymalnym. Zasięg X-zooma jest średnio o 57% większy od Myo XP „2008” i o 153% od Myo XP „niebieskiej”)
Dane te stają się jeszcze ciekawsze gdy porównamy maksymalny czas pracy dla omawianych czołówek. O ile oba modele Myo zachowują się tutaj podobnie (różnica 10h niezależnie od trybu, co daje nam różnicę rzędu 6-14%), o tyle X-zoom znacząco je dystansuje, pracując średnio odpowiednio o 62% i 79% dłużej niż Myo XP „2008” i Myo XP „niebieskie”.
Przy porównywaniu specyfikacji X-zoom zdecydowanie więc deklasuje oba modele Myo XP. Nie dość, że świeci zdecydowanie dalej, to jeszcze osiągając nieporównywalnie dłuższy czas pracy. Co ciekawe, obaj producenci podają podobną intensywność świecenia diody: Petzl podaje 85 lumenów, natomiast Mammut – „około 80 lumenów”. Wynikałoby z tego, że Mammut po pierwsze zastosował wydajniejsze, zużywające mniej energii źródło światła; po drugie zastosował lepszą optykę, umożliwiającą bardziej efektywne wykorzystanie wiązki.
Temat optyki wymaga zresztą nieco szerszego omówienia. Patrząc na różne recenzje latarek, czasem odnoszę wrażenie, że zbyt mocno koncentrują się one na mocy diody, mniej uwagi poświęcając problemowi wykorzystania owej energii. A przecież latarka to układ dwóch elementów: żarówki/diody, oraz reflektora/soczewki. Dobry reflektor może pozwolić na znaczące poprawienie zasięgu światła przy tej samej mocy nominalnej urządzenia (przykład: nasadki „tele” dla fotograficznych lamp błyskowych), i odwrotnie – kiepski układ optyczny sprawi, że znaczna część światła zostanie zmarnowana.
Oczywiście wykorzystanie odpowiedniej optyki w celu wydłużenia zasięgu światła nie odbywa się bez kosztów, polegających na znacznym zwężeniu wiązki, czyli zmniejszeniu oświetlanego latarką pola.
Z drugiej strony, im dalej położony jest jakiś obiekt, tym węższej wiązki potrzebny jest, aby go całkowicie oświetlić. Przykładowo, aby oświetlić obszar o wymiarach 1mx1m znajdujący się w odległości 5m od nas, musimy dysponować latarką o kącie świecenia równym około 11,4 stopnia. Jeżeli dwukrotnie zwiększymy odległość, (czyli do 10m) do jego oświetlenia wystarczy już tylko kąt około 5,7 stopnia.
Mam wrażenie, że to spostrzeżenie przyświecało producentom X-zooma. W przeciwieństwie do Petzla, poprawiającego parametry latarki „z buły”* (czytaj: skupiając się tylko na zwiększeniu mocy LED), konstruktorzy X-zooma założyli najprawdopodobniej, że duży zasięg światła potrzebny jest zwykle nie po to, aby ogarnąć nim duży obszar, ale żeby móc oświetlić szczegóły konkretnego, oddalonego od nas obiektu.
Filozofia ta wydaje się całkiem sensowna, gdy policzymy wielkość obszaru oświetlanego deklarowanym przez producenta promieniem światła. Znając szerokość i maksymalny zasięg wiązki (odpowiednio 5 stopni i 120m) można łatwo obliczyć, że oświetlany obszar będzie miał średnicę około 10,5m (tak naprawdę będzie to kwadrat o boku 10,5m**) – wbrew pozorom, to całkiem sporo. Ponieważ dysponujemy płynną regulacją szerokości wiązki, możemy ten obszar zresztą dowolnie powiększać, licząc się z tym, że szersze światło oznacza mniejszy zasięg. Biorąc to pod uwagę, minimalny kąt świecenia być może mógłby być nawet jeszcze węższy.
* - określenie zaczerpnięte ze slangu wspinaczkowego, oznaczające pokonywanie trudności siłą, nie zaś techniką wspinaczki.
** - z moich testów wynika, że kąt 5 stopni zmierzono na podstawie pomiaru długości boku kwadratu światła. Jest to więc obszar nieco większy, niż gdyby wiązka była okrągła przy tym samym kącie świecenia. Sam kwadratowy kształt promienia świadczy o bardzo mocnym skupieniu wiązki, która przybiera kształt emitera.
4. Porównanie parametrów w terenie
Bywa, że specyfikacja produktu, zapowiadająca niesamowite możliwości, nie idzie w praktyce z rzeczywistymi jego osiągami. Dlatego oprócz porównania „papierowych” danych postanowiłem też zrobić podstawowe testy praktyczne. Jak wspominałem wyżej, w moim przypadku jednym z priorytetów jest długi czas pracy na jednym komplecie baterii. Dlatego testy postanowiłem przeprowadzić dla kilku wariantów:
A) Świeże baterie alkaliczne
B) Częściowo rozładowane baterie alkaliczne
C) Całkowicie rozładowane baterie alkaliczne
D) Świeże akumulatory NiMH
E) Częściowo rozładowane akumulatory NiMH
Jako Myo XP „2008” posłużyła zmodyfikowana w sposób opisany we wstępie wersja „niebieska”.
Do testów posłużyło mi wnętrze hali, w którym oświetlałem ścianę oddaloną o około 27 metrów.
Pierwsze spostrzeżenie, to cieplejszy, bardziej naturalny kolor światła X-zooma. Jest on cieplejszy od obu wersji Myo XP, przy czym model „2008” jest zauważalnie chłodniejszy od poprzednika – biel przechodzi aż w lekko niebieskawy odcień (niestety „dałem ciała” i nie przestawiłem temperatury barwowej w aparacie, dlatego na zdjęciach porównawczych zamiast odcienia żółtego widać zielony :”P)..
Następną, zauważalną różnicą jest sposób koncentrowania świetlnego strumienia.
Jak napisałem powyżej, X-zoom znacznie mocniej skupia wiązkę, co widać tym bardziej, im większa jest odległość od oświetlanego obiektu. Wspomniana wyżej odległość 27m wystarczyła do zaobserwowania kontrastu – w porównaniu z X-zoomem światło Myo XP wygląda tak, jakby latarka miała nałożony rozpraszacz. Nawet w dzień możemy zobaczyć dwa, wyraźne kręgi światła – centralny, mocniejszy promień główny (Spot), oraz zewnętrzny, delikatniejszy krąg (Spill). W przypadku X-zooma nic takiego nie występuje i póki nie osiągniemy przynajmniej półmroku, możemy odnieść wrażenie, że Spill’a w ogóle nie ma. Być może byłoby to wadą w przypadku latarki pozbawionej regulacji, gdzie sposób formowania światła stanowi kompromis między chęcią uzyskania dobrego zasięgu oraz sensownego oświetlenia najbliższej okolicy. Ponieważ jednak obie latarki oferują regulację szerokości wiązki, moim zdaniem w trybie skupionym powinna być ona jak najbardziej skoncentrowana. W końcu możność zmiany kąta świecenia wprowadzono po to, aby światło było dokładnie tam, gdzie tego potrzebujemy – nie zaś uciekało na boki. Petzl znacznie więcej światła „puszcza w gwizdek”, co sprawia, że wiązka główna jest po prostu słabsza niż w produkcie Mammuta.
Poniżej efekt nałożenia na siebie zdjęć prezentujących promień światła dla obu latarek w trybach skupionym i rozproszonym:
Po lewej: kwadratowe światło X-zooma na tle wiązki Myo XP – widać ogromny Spill tworzony przez Myo; po prawej: w trybie rozproszonym różnica szerokości wiązek jest mniejsza. Rozpraszacz Myo tworzy na ścianie delikatnie „rozpływający się” sześciokąt, podczas gdy X-zoom generuje regularny okrąg o wyraźnie zaznaczonej krawędzi głównej wiązki
Podsumowując, jakość optyki i koncentracji wiązki X-zooma oceniam wyżej niż Myo XP. Po porównaniu szerokości i jakości skupienia wiązek światła przestaje dziwić, dlaczego przy praktycznie tej samej sile świecenia (około 80lm) zasięg światła deklarowany dla X-zoom jest prawie dwukrotnie większy niż w przypadku produktu Petzla.
Teraz porównajmy, jak wygląda plamka światła w zależności od stanu baterii:
Baterie Alkaliczne, świeże:
Baterie Alkaliczne, częściowo rozładowane:
Baterie Alkaliczne, prawie całkowicie rozładowane:
Akumulatory, naładowane
Akumulatory, częściowo rozładowane.
Cóż… zdjęcia chyba nie wymagają dalszego komentarza. Owszem, Myo XP po modyfikacji do wersji „2008” świeci zauważalnie lepiej od wersji przed modyfikacją, natomiast żadna wersji nie zbliża się nawet do poziomu oferowanego przez X-zoom – którego przewaga na zdjęciach wygląda wręcz „oślepiająco”.
W terenie X-zoom radzi sobie z obiecywanym dystansem rzędu 100-120m, pozwalając na ustalenie CO oświetlamy. W przypadku Petzla nawet po włączeniu Boosta efektów się trzeba „domyślać”, wypatrując refleksów na odbijających światło powierzchniach (mowa oczywiście o wersji z mocniejszą diodą).
Przy czym im dalej, tym mniejsza staje się różnica obszaru oświetlanego przez obie latarki – krąg światła generowanego przez Myo XP „kurczy się” wraz z odległością i w pewnym momencie i tak widzimy już tylko najbardziej centralną część wiązki, rozmiarów podobnych do spota X-zooma.
Gdy dodatkowo uzmysłowimy sobie, że czas po jakim obie latarki osiągną poziomy jasności widoczne np. na drugiej serii zdjęć, jest dla X-zooma około półtorakrotnie dłuższy niż dla Myo XP, możemy już mówić o „nokaucie” produktu Petzla.
5. Podsumowanie:
Porównując obie czołówki trudno nie odnieść wrażenia, że dedykowane są one zupełnie innym grupom odbiorców i zostały zaprojektowane do różnych celów.
Myślę, że nieprzypadkowo umieszczony na stronie Petzla film, promujący Myo XP, przedstawia latarkę wykorzystaną przy nocnym biegu. W takiej roli produkt ten sprawdzi się wręcz wybornie, podobnie jak zresztą w innych zastosowaniach „rekreacyjnych”, takich jak wieczorne lub nocne piesze wędrówki, weekendowy biwak, mniej wymagający wypad turystyczny i tym podobne. Nieco nazbyt szeroka wiązka światła nie jest wtedy problemem, a zasięg Myo XP wykorzystywanego do zadań opisanych powyżej jest zupełnie wystarczający (ja sam w takich sytuacjach chętnie korzystam z rozpraszacza)
Biorąc to pod uwagę, określiłbym ją (być może nieco niesłusznie) mianem czołówki „miejskiej”.
X-zoom to z kolei produkt typowo „górski”. Ma być odporny, wydajny, ergonomiczny i niezawodny, ponadto musi zapewnić bezpieczeństwo w sytuacjach awaryjnych.
Konstrukcja, jakość wykonania, sposób obsługi oraz dostępne funkcje – wszystko wskazuje że taki będzie. Od konkurenta jest lepszy pod każdym względem: większy zasięg światła, ponad półtorakrotnie dłuższy czas pracy, wygodniejsza „guzikologia” i bardziej zaawansowany sposób regulacji światła mówią same za siebie.
Jedynym elementem nieco burzącym wizerunek „ekstremalnej latarki” są czerwone światełka z tyłu – bardziej przydatne „miejskiemu” Myo XP niż „rasowej” górskiej czołówce.
Niestety produkt Mammuta kosztuje dwukrotnie więcej od konkurenta i to właśnie cena sprawia, że wybór przestaje być oczywisty. Niezależnie od tego, że X-zoom jest niemal pod każdym względem lepszy, Myo XP to nadal „górna półka” dostępnych w sklepach latarek czołowych, przynajmniej jeśli mówimy o zastosowaniach turystycznych. Jeśli więc nie wybieramy się na ekstremalne wyprawy, nie musimy walczyć o każdy gram szpeju w plecaku (dłuższy czas świecenia oznacza mniej zapasowych baterii do zabrania) i nie przeszkadza nam, że latarka jest tylko deszczoodporna, Myo XP przy swojej cenie będzie bardzo dobrym wyborem.
Z kolei Mammut oferuje produkt lepiej przemyślany, o czym świadczą nie tylko parametry wydajnościowe, ale też sposób w jaki został zaprogramowany sterownik czy wreszcie funkcja oszczędzania akumulatorków, nieobecna w Myo XP.
Jeśli szukamy produktu „bezkompromisowego”, który będziemy chcieli zabrać np. na dłuższą wyprawę w teren „z dala od cywilizacji”, X-zoom będzie idealnym wyborem.
Zanim przejdę do porównania, kilka słów o tym, dlaczego zestawiłem ze sobą akurat te dwie czołówki a także jakie były moje kryteria wyboru, co przełożyło się na określoną ocenę poszczególnych parametrów.
Impulsem do zakupu nowej latarki było zgubienie na wycieczce obecnej, czyli Myo XP. Co prawda szczęśliwie latarka odnalazła się następnego dnia, jednak wieczór spędzony przy świetle świeczek sprawił, że pomyślałem o rozwiązaniu na wypadek, gdyby następnym razem zgubienie było bardziej skuteczne :”P
Pierwotny zamiar, to jest zakup latarki „awaryjnej” dość szybko przekształcił się w poszukiwania „następcy” Myo XP – było nie było model ten ma już swoje lata, a gwoździem do jego trumny stało się ostrzeżenie Petzla dotyczące stosowania w nim zasilania z akumulatorów NiMH.
Kryteria wyboru były dosyć proste:
- niezawodność
- jak najdłuższy czas pracy
- jak najlepszy zasięg przy zachowaniu rozsądnego czasu świecenia
- elastyczność zasilania (baterie, akumulatory, mile widziane baterie litowe)
- możliwość zmiany skupienia światła tak, aby z tą samą swobodą można było oświetlić dalekie obiekty, jaki i wykorzystać latarkę jako podręczne światło biwakowe
O ile pierwsze cztery kryteria są dosyć oczywiste, o tyle kwestia zmiany kąta świecenia światła budzi nieco więcej wątpliwości. Większość latarek korzystających z diod LED zbudowana jest tak, że źródło światła stanowi jeden, wspólnie zestrojony z soczewką układ. Pozwala to na osiągnięcie dobrych parametrów świecenia (skupienie wiązki i co za tym idzie zasięg latarki), jednak minusem jest niemożność zmiany ogniskowania. Dominują dwa sposoby rozwiązania tego problemu:
A) przysłona, działająca jako rozpraszacz
B) dwa niezależne układy światła, jeden dający światło zogniskowane i drugi, świecący bardziej rozproszoną wiązką.
Osobiście preferuję układ z jedną diodą oraz przysłoną, gdyż upraszcza on obsługę latarki. Poza tym przy dwóch źródłach światła, rozproszone zwykle jest zbudowane ze słabszych diod o mniejszym zasięgu (a czasem przydaje się silne światło o szerokim kącie świecenia).
Przy poprzednim wyborze, Myo XP wygrało właśnie dzięki ruchomej przysłonie (rozpraszacz w formie zdejmowanej nakładki, stosowany np. przez Silvę, jest mniej wygodny w codziennym użyciu).
Tym większe zainteresowanie wzbudził więc nowy model w ofercie Mammuta, latarka X-zoom, wyposażona w jedną diodę dużej mocy oraz układ optyczny pozwalający na płynną regulację kąta świecenia.
W międzyczasie postanowiłem też przerobić Myo XP, zmieniając w nim diodę LED na identyczną do tej, jaką zastosowano w modelu „2008”, to jest SSC P4 bin U (ściślej: USXPH). Poza tym obie wersje niczym się od siebie nie różnią; w nowszych egzemplarzach modelu „2008” jest jeszcze dodatkowy bezpiecznik w komorze baterii, zabezpieczający ją przed ryzykiem samozapłonu przy stosowaniu akumulatorów NiMH*.
Wobec powyższego, zamiast po prostu opisać wrażenia z użytkowania nowej czołówki, postanowiłem wziąć się za porównanie „trzech” latarek:
- Mammut X-zoom
- Petzl Myo XP w wersjach:
A) „niebieskiej” (pierwszy model Myo XP)
B) zmodyfikowanej tak, aby uzyskać parametry identyczne z modelem „2008” (dodanie bezpiecznika oraz wymiana diody LED na SSC P4 bin U – USXPH).
Tekst podzielony jest na 4 sekcje: porównanie konstrukcji i jakości wykonania, obsługę latarek, porównanie deklarowanych parametrów obu produktów i na końcu wreszcie testy praktyczne.
* - więcej informacji na temat stosowania akumulatorów w Myo XP zawiera komunikat firmy Petzl, dostępny na stronie http://www.petzl.pl/akumulatorki_MYO_uzytkownik.pdf lub http://en.petzl.com/petzl/LampesNews?News=222
1. Konstrukcja/wykonanie
Obie czołówki sprawiają wrażenie wykonanych z podobną starannością. Zauważalna jest dobra jakość plastyku i elastycznych taśm utrzymujących latarki na głowie.
Koszyk głowicy w X-zoomie jest bardziej ażurowy i sprawia wrażenie nieco delikatniejszego, choć żadna z latarek nie ma części łatwych do uszkodzenia czy połamania.
Bazując na zdjęciach dostępnych w sieci, obawiałem się, że głowica X-zooma okaże się istotnie większa w porównaniu z Myo XP. W praktyce okazało się, że obie są podobnej wielkości, owszem, Mammut jest „grubszy”, natomiast waga i pozostałe wymiary obu głowic jest do siebie podobne.
Charakterystyczny reflektor X-zooma to konstrukcja oparta o tak zwaną „soczewkę Fresnela”, wykorzystywaną chętnie w instalacjach mających dawać duże skupienie wiązki świetlnej, na przykład latarniach morskich. Dzięki temu strumień światła jest niesamowicie wręcz skupiony, o czym szerzej w dalszej części porównania. Ciekawostką jest rozwiązanie sposobu zmiany ogniskowej. Spodziewałem się „klasycznej” konstrukcji, w której obracając pierścieniem powodujemy jego „wykręcanie się” z obudowy. Okazuje się jednak, że pierścień nie zmienia swojej pozycji, jego obrót zaś powoduje przesuwanie się względem obudowy diody umieszczonej wewnątrz głowicy – dzięki temu nie ma problemów z utrzymaniem szczelności.
Poza płynnie regulowanym zoomem, zakres możliwości oraz jakość wykonania obu latarek wyglądają podobnie, z głównych różnic można wymienić:
- Wodoszczelność X-zooma oraz „deszczoodporność” Myo XP (w głowicy lampy są otwory wentylacyjne, przez które woda może dostać się do środka)
- Możliwość wykorzystania akumulatorów oraz baterii litowych w Mammut'cie (to ostatnie potwierdzam u producenta, gdyż w instrukcji nie ma o tym ani słowa - choć sklepy internetowe piszą o kompatybilności z „litówkami”) oraz niemożność stosowania tych dwóch typów zasilania w przypadku Petzla (patrz: przytaczany powyżej komunikat serwisowy)
- Czerwone diody znajdujące się z tyłu, na pojemniku baterii w X-zoom (brak w Myo XP)
- Brak trybu boost w X-zoomie
Pozostałe różnice są minimalne. Myo ma gorzej zaprojektowany pojemnik na baterie; otwarcie go wymaga zdjęcia opasującej pojemnik taśmy nośnej, poza tym odchylanie gumowej pokrywki powoduje wyginanie kabla zasilającego co może prowadzić do uszkodzeń w tym miejscu po dłuższym czasie użytkowania. Co prawda mój egzemplarz sprawuje się bez zarzutu, jednak z drugiej strony nie używam go zbyt intensywnie.
Pojemnik X-zooma wykonany jest z twardego, budzącego zaufanie plastyku, a otwieranie go nie powoduje żadnej manipulacji przewodem.
Z drugiej strony, pokrywa pojemnika jest wykonana z bardzo miękkiej i elastycznej gumy, sprawiając wrażenie delikatnej i łatwej do uszkodzenia. Zapewne jej miękkość wynika z tego, że znajduje się ona od wewnętrznej strony pojemnika i stanowi jednocześnie wyściółkę antypoślizgową, utrzymującą pojemnik na głowie. Dlatego też w praktyce dość trudno było by ją uszkodzić podczas pracy, choć zastanawiam się czy nie zacznie pękać na skutek wymian baterii. Można tę gumę natomiast dość łatwo odczepić od reszty pojemnika, co zostawia nadzieję, że w przypadku jej ewentualnego zużycia wymiana nie będzie zbyt kłopotliwa.
Podobne detale dotyczą sposobu wprowadzenia do głowicy latarki. W Myo XP przewód jest po prostu wprowadzony przez nieuszczelniony otwór w głowicy, podczas gdy w X-zoom, miejsce to zostało odpowiednio zabezpieczone.
X-zoom wyposażony jest w duży, wygodny wyłącznik, łatwy do naciśnięcia nawet w grubych rękawicach. W Myo XP są dwa guziki (włącznik i Boost), oba niewielkich rozmiarów a ponadto wyprofilowane w sposób utrudniający wygodną obsługę – w rękawicach jest to na tyle uciążliwe, że zwykle wolę je zdjąć i przełączać tryby gołą ręką.
Podobne uwagi dotyczą dyfuzora Myo XP, niezbyt wygodnego w obsłudze w przypadku noszenia rękawic. Pierścień regulacyjny X-zooma jest duży i wygodny w użyciu, poza tym płynna regulacja pozwala na lepsze dopasowanie szerokości wiązki do potrzeb. Z drugiej strony, Myo XP w trybie rozproszonym świeci szerzej niż X-zoom, co daje wygodniejsze światło w sytuacjach, kiedy używamy latarki np. na wieczornym biwaku. Zdziwił mnie także stosunkowo krótki zakres ruchów pierścienia w X-zoomie (około ¼ obrotu od pozycji maksymalnie do minimalnie skupionej). Nie jestem pewny czy zwiększając możliwość ruchu pierścienia dałoby się zwiększyć też szerokość wiązki w najszerszej pozycji, tak czy siak wolałbym gdyby ruch ten wynosił przynajmniej pół obrotu, pozwalając na bardziej płynną i precyzyjną regulację światła.
W Myo XP przeszkadza mi często dość sztywny, uwierający podczas noszenia kabel – zwłaszcza że wygina się on wraz z każdą zmianą pochylenia głowicy. X-zoom jest wyposażony w przewód nieco cieńszy i zdecydowanie bardziej elastyczny a jego wprowadzenie do głowicy nie obraca się przy zmianie jej nachylenia, zatem raz ułożony kabel nie zmieni swojej pozycji w trakcie manipulacji latarką.
Poza uwieraniem sztywnego przewodu, Myo XP nosi się jednak wygodniej niż produkt Mammuta. Co prawda po pewnym czasie daje się we znaki twarda ścianka pojemnika baterii, jednak aby ją odczuć, trzeba latarkę mieć na głowie przez dłuższy czas. W X-zoomie pojemnik na baterie jest bardzo wygodny (dzięki miękkiej gumie, omawianej powyżej), natomiast ucisk wywołuje przednia część lampki. Nie jest on może zbyt duży, po osadzeniu latarki nieco wyżej na głowie staje się minimalny i szybko przestajemy go zauważać. Mimo to, tuż po założeniu latarki czuje się lekki dyskomfort. Widać, że została ona zaprojektowana do współpracy z kaskiem, co potwierdza brak górnego paska podtrzymującego czołówkę a także gumki antypoślizgowe na koszyku głowicy (z tyłu taką funkcję pełni pokrywa komory baterii), których z kolei brak w Petzlu. Na gołej głowie komfort noszenia Myo XP jest jednak wyższy, przy czym górny pasek można odpiąć w razie potrzeby.
Ostatni temat jaki chciałem poruszyć w tej sekcji, to sposób regulacji obwodu taśm mocujących obu latarek. W Myo XP regulacja jest tylko z jednej strony co sprawia, że po ściągnięciu czy rozluźnieniu taśmy musimy poprawić ustawienie głowicy, przesuniętej podczas regulacji względem pojemnika baterii.
W Mammucie długość taśmy możemy regulować niezależnie z obu stron, co sprawia że – w przeciwieństwie do Myo XP – jest to łatwo wykonalne bez potrzeby zdejmowania latarki z głowy.
wewnętrzne, opierające się o głowę, strony obu latarek
2. Tryby pracy
Sterowanie obiema czołówkami odbywa się w podobny sposób, za pomocą głównego wyłącznika. W przypadku Myo XP kolejne wciśnięcia wyłącznika zmieniają kolejno tryby świecenia: Maksymalny - Średni - Minimalny - Pulsujący - Wyłączona. Tryb pulsujący polega na regularnym miganiu diody z maksymalną siłą światła. Jeżeli naciśniemy wyłącznik po czasie dłuższym niż 3 s. od jego ostatniego użycia, spowoduje to wyłączenie lampki.
Co ciekawe, wciśnięcie klawisza „Boost” ponownie aktywuje możliwość przełączania trybów. Jeśli więc chcemy zmienić jasność po pewnym czasie od włączenia czołówki bez konieczności wyłączania jej, możemy nacisnąć guzik „Boost” a następnie, głównym wyłącznikiem, ustawić żądany tryb świecenia.
Stan baterii sygnalizowany jest kolorem mrugającej diody umieszczonej tuż obok wyłącznika, gdzie kolor zielony oznacza baterię naładowaną, pomarańczowy - częściowo zużytą (w 70%), czerwony – rozładowaną (w 90%). Ponadto, w momencie przekroczenia kolejnych progów, latarka sygnalizuje to kilkukrotnym mrugnięciem głównego światła.
W przypadku X-zooma sposób sterowania jest nieco bardziej zaawansowany, mamy bowiem do dyspozycji kilka opcji:
A) Kolejne wciśnięcia włącznika działają podobnie jak w Myo, tyle że przełączanie odbywa się w odwrotnej kolejności, tj. od najsłabszego do najsilniejszego poziomu. (Minimalny - Średni - Maksymalny - Wyłączona). Czas po którym ponowne wciśnięcie guzika spowoduje wyłączenie lampki jest dłuższy niż w Myo XP i wynosi 5 sekund.
B) Tryb alarmowy aktywowany jest wciśnięciem przycisku wyłączonej lampki na około 5 sekund (w praktyce - należy trzymać przycisk wciśnięty tak długo, aż zapali się pierwszy sygnał). Ponadto, wygląda on zupełnie inaczej niż w Myo XP – w przeciwieństwie do prostego błyskania, Mammut wysyła tak zwany „alpejski sygnał alarmowy”, o następującym kodzie: 6 błysków w regularnych odstępach w ciągu minuty, minuta przerwy, kolejne 6 błysków w ciągu minuty... itd.
C) Wciśnięcie włącznika na 3 sekundy przy włączonej lampce aktywuje świecenie tylnych, czerwonych diod (tryb migający). Jeżeli chcemy je później wyłączyć, należy postąpić identycznie jak przy włączaniu.
D) Wciśnięcie wyłącznika na 2 sekundy przy wyłączonej lampce aktywuje tryb sprawdzania baterii. Trzy świecące tylne diody oznaczają baterię naładowaną, dwie - częściowo zużytą, jedna – rozładowaną (producent nie podaje niestety jaki procent rozładowania baterii to oznacza).
Ponadto latarka ma tryb ochrony akumulatorów, (nie dopuszcza do ich nadmiernego rozładowania) który aktywowany jest poprzez wciśnięcie włącznika podczas ładowania ostatniej baterii do pojemnika.
Osobiście bardziej podoba mi się obsługa X-zooma, z kilku powodów.
Po pierwsze, najczęściej używam czołówki na biwaku, gdzie minimalny tryb świecenia jest wystarczający w większości przypadków. Włączenie X-zooma wymaga jednego wciśnięcia guzika, podczas gdy Myo XP, aby wejść w tryb Minimalny, wymaga aż trzech przyciśnięć. Kiedy np. gotuję na biwaku kolację, korzystam głównie ze światła ogniska, latarkę włączam jedynie gdy muszę sięgnąć po coś, co znajduje się poza zasięgiem światła lub w namiocie/plecaku. Każdorazowe przechodzenie przez kolejne tryby świecenia w takim przypadku robi się uciążliwe na dłuższą metę, natomiast rezygnacja z tej procedury powoduje nieefektywne wykorzystanie baterii i szybsze ich rozładowanie.
Po drugie, aktywacja trybu „ratunkowego” innym sposobem wciśnięcia wyłącznika sprawia, że nie można go aktywować przypadkowo – w końcu założeniem jest wykorzystanie go wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. Wymieszanie go z pozostałymi trybami w Myo XP sprawia, że zdarza mi się niechcący włączyć błyskanie. Rzecz jest o tyle uciążliwa, iż pierwszym efektem wejścia w ten tryb jest zgaśnięcie latarki, można go więc pomylić z jej wyłączeniem (zwłaszcza że jest to następna opcja). O tym, że latarka nie została wyłączona a zaczęła mrugać przekonuję się dopiero po chwili, po czym, wkurzony, muszę znów sięgać do wyłącznika.
Po trzecie, Mammut wygrywa obsługą akumulatorów. W przypadku Petzla jest to możliwe dopiero w modelu „2008” (pod warunkiem, że w pojemniku na baterie znajduje się odpowiednia adnotacja). Ponadto Mammut pozwala włączyć tryb ochrony akumulatorów, czego znów nie znajdziemy w Myo XP. Niejasne są informacje na temat stosowania baterii litowych. Petzl dopuszcza je dopiero w modelu RXP, natomiast Mammut milczy na ten temat. Polski dystrybutor twierdzi, że dopuszczalne są wszystkie baterie typu AA (w tym również litowe), natomiast na pytanie skierowane bezpośrednio do producenta nie doczekałem się odpowiedzi.
Mieszane uczucia mam natomiast odnośnie sposobu sygnalizowania stanu baterii. W przypadku Myo XP stan baterii możemy sprawdzić w każdej chwili, poza tym latarka ostrzegawczo mruga za każdym razem, gdy poziom baterii przekroczy kolejny próg rozładowania. W X-zoomie w celu sprawdzenia baterii należy wejść w specjalny tryb, do ponadto latarka musi być w tym celu wyłączona.
Z drugiej strony, lampka kontrolna w Petzlu, świecąca przez cały czas, i tak nie jest widoczna kiedy latarkę mamy na głowie. Aby sprawdzić stan zasilania należy zdjąć ją z głowy i sprawdzić kolor diody. Prawdopodobnie z tego powodu producent dodał do Myo XP funkcję sygnalizowania zmiany stanu naładowania baterii za pomocą ostrzegawczego błyskania głównego światła. Jest to poniekąd dobre rozwiązanie, latarka informuje nas: „uważaj, baterie stają się coraz bardziej rozładowane”; czasami jednak nagłe, nieprzewidziane błyskanie latarki potrafi być dosyć denerwujące. Zwłaszcza, gdy na biwaku przyświecamy sobie latarką znajdującą się akurat na granicy kolejnych poziomów rozładowania. Dzieje się to wtedy następująco: włączamy latarkę, po chwili błyska ona ostrzegawczo, po chwili wyłączamy latarkę. Za jakiś czas znowu włączamy latarkę, błyska ona ostrzegawczo.... i tak dalej.
Oczywiście dotyczy to wyłącznie sytuacji, gdy świecimy latarką często i krótko, tyle że na biwaku często tak z niej korzystam.
Niejednoznaczną opinię mam też w stosunku do trybu „ratunkowego” w obu czołówkach. W przypadku Myo XP mamy do dyspozycji jedynie proste błyskanie. Takie światełko idealnie sprawdzi się w przypadku, kiedy idziemy w miarę oświetloną drogą, natomiast latarki używamy przede wszystkim po to by być widzianym przez innych, jednak powszechność takiego wykorzystania (np. przez rowerzystów) może sprawić, że zostanie ono zignorowane w sytuacji gdy zechcemy za jego pomocą przywołać pomoc. W tym celu o wiele bardziej sprawdziłby się kod S.O.S nadawany alfabetem Morse’a.
Z kolei rozwiązanie zastosowane w X-zoomie wydaje się być bardziej „profesjonalne”. Kłopot z tym, że o ile mi wiadomo istnieją dwa niezależne standardy kodów, różniące się od siebie ilością sygnałów, po których następuje przerwa (zależnie od wersji: 6 lub 3). Należy przy tym pamiętać, że są to sygnały stosowane przede wszystkim w górach, natomiast kod S.O.S. mógłby być bardziej uniwersalny.
Na pewno rozwiązanie to jest lepsze od zastosowanego w Myo XP, ale czy idealne?
Na korzyść produktu Petzla przemawia natomiast tryb Boost – wygodny gdy używamy czołówki w trybie Minimalnym i chcemy sobie przyświecić na chwilę mocniejszym światłem. W przypadku X-zooma, jeśli od włączenia minie więcej niż 5 sekund, oznacza to konieczność wyłączenia czołówki a następnie włączenie i „przeklikanie się” do trybu Maksymalnego (łącznie cztery wciśnięcia guzika). W Myo XP załatwia to jedno, proste wciśnięcie klawisza.
3. Porównanie parametrów (zasięg światła, czas pracy) wg specyfikacji
O ile w poprzednich częściach ocena różnic była w dużym stopniu zależna od indywidualnych preferencji użytkownika (o ile mnie bardziej podoba się np. sterowanie X-zooma, komu innemu może bardziej pasować obsługa Myo), o tyle tutaj, przynajmniej przy porównaniu „papierowych” danych, Mammut uzyskuje jednoznaczną przewagę. Szczegółowe dane dotyczące danych podawanych przez producenta zawierają poniższe tabele (wszystkie dane dla trybu skupionego):
X-zoom
Myo XP „niebieska”
Myo XP „2008”
Jak widać, nawet Boost w Myo (97m dla modelu „2008” i 65m dla modelu „niebieskiego”) nie jest osiągnąć tego samego zasięgu co Mammut w trybie Maksymalnym. Zasięg X-zooma jest średnio o 57% większy od Myo XP „2008” i o 153% od Myo XP „niebieskiej”)
Dane te stają się jeszcze ciekawsze gdy porównamy maksymalny czas pracy dla omawianych czołówek. O ile oba modele Myo zachowują się tutaj podobnie (różnica 10h niezależnie od trybu, co daje nam różnicę rzędu 6-14%), o tyle X-zoom znacząco je dystansuje, pracując średnio odpowiednio o 62% i 79% dłużej niż Myo XP „2008” i Myo XP „niebieskie”.
Przy porównywaniu specyfikacji X-zoom zdecydowanie więc deklasuje oba modele Myo XP. Nie dość, że świeci zdecydowanie dalej, to jeszcze osiągając nieporównywalnie dłuższy czas pracy. Co ciekawe, obaj producenci podają podobną intensywność świecenia diody: Petzl podaje 85 lumenów, natomiast Mammut – „około 80 lumenów”. Wynikałoby z tego, że Mammut po pierwsze zastosował wydajniejsze, zużywające mniej energii źródło światła; po drugie zastosował lepszą optykę, umożliwiającą bardziej efektywne wykorzystanie wiązki.
Temat optyki wymaga zresztą nieco szerszego omówienia. Patrząc na różne recenzje latarek, czasem odnoszę wrażenie, że zbyt mocno koncentrują się one na mocy diody, mniej uwagi poświęcając problemowi wykorzystania owej energii. A przecież latarka to układ dwóch elementów: żarówki/diody, oraz reflektora/soczewki. Dobry reflektor może pozwolić na znaczące poprawienie zasięgu światła przy tej samej mocy nominalnej urządzenia (przykład: nasadki „tele” dla fotograficznych lamp błyskowych), i odwrotnie – kiepski układ optyczny sprawi, że znaczna część światła zostanie zmarnowana.
Oczywiście wykorzystanie odpowiedniej optyki w celu wydłużenia zasięgu światła nie odbywa się bez kosztów, polegających na znacznym zwężeniu wiązki, czyli zmniejszeniu oświetlanego latarką pola.
Z drugiej strony, im dalej położony jest jakiś obiekt, tym węższej wiązki potrzebny jest, aby go całkowicie oświetlić. Przykładowo, aby oświetlić obszar o wymiarach 1mx1m znajdujący się w odległości 5m od nas, musimy dysponować latarką o kącie świecenia równym około 11,4 stopnia. Jeżeli dwukrotnie zwiększymy odległość, (czyli do 10m) do jego oświetlenia wystarczy już tylko kąt około 5,7 stopnia.
Mam wrażenie, że to spostrzeżenie przyświecało producentom X-zooma. W przeciwieństwie do Petzla, poprawiającego parametry latarki „z buły”* (czytaj: skupiając się tylko na zwiększeniu mocy LED), konstruktorzy X-zooma założyli najprawdopodobniej, że duży zasięg światła potrzebny jest zwykle nie po to, aby ogarnąć nim duży obszar, ale żeby móc oświetlić szczegóły konkretnego, oddalonego od nas obiektu.
Filozofia ta wydaje się całkiem sensowna, gdy policzymy wielkość obszaru oświetlanego deklarowanym przez producenta promieniem światła. Znając szerokość i maksymalny zasięg wiązki (odpowiednio 5 stopni i 120m) można łatwo obliczyć, że oświetlany obszar będzie miał średnicę około 10,5m (tak naprawdę będzie to kwadrat o boku 10,5m**) – wbrew pozorom, to całkiem sporo. Ponieważ dysponujemy płynną regulacją szerokości wiązki, możemy ten obszar zresztą dowolnie powiększać, licząc się z tym, że szersze światło oznacza mniejszy zasięg. Biorąc to pod uwagę, minimalny kąt świecenia być może mógłby być nawet jeszcze węższy.
* - określenie zaczerpnięte ze slangu wspinaczkowego, oznaczające pokonywanie trudności siłą, nie zaś techniką wspinaczki.
** - z moich testów wynika, że kąt 5 stopni zmierzono na podstawie pomiaru długości boku kwadratu światła. Jest to więc obszar nieco większy, niż gdyby wiązka była okrągła przy tym samym kącie świecenia. Sam kwadratowy kształt promienia świadczy o bardzo mocnym skupieniu wiązki, która przybiera kształt emitera.
4. Porównanie parametrów w terenie
Bywa, że specyfikacja produktu, zapowiadająca niesamowite możliwości, nie idzie w praktyce z rzeczywistymi jego osiągami. Dlatego oprócz porównania „papierowych” danych postanowiłem też zrobić podstawowe testy praktyczne. Jak wspominałem wyżej, w moim przypadku jednym z priorytetów jest długi czas pracy na jednym komplecie baterii. Dlatego testy postanowiłem przeprowadzić dla kilku wariantów:
A) Świeże baterie alkaliczne
B) Częściowo rozładowane baterie alkaliczne
C) Całkowicie rozładowane baterie alkaliczne
D) Świeże akumulatory NiMH
E) Częściowo rozładowane akumulatory NiMH
Jako Myo XP „2008” posłużyła zmodyfikowana w sposób opisany we wstępie wersja „niebieska”.
Do testów posłużyło mi wnętrze hali, w którym oświetlałem ścianę oddaloną o około 27 metrów.
Pierwsze spostrzeżenie, to cieplejszy, bardziej naturalny kolor światła X-zooma. Jest on cieplejszy od obu wersji Myo XP, przy czym model „2008” jest zauważalnie chłodniejszy od poprzednika – biel przechodzi aż w lekko niebieskawy odcień (niestety „dałem ciała” i nie przestawiłem temperatury barwowej w aparacie, dlatego na zdjęciach porównawczych zamiast odcienia żółtego widać zielony :”P)..
Następną, zauważalną różnicą jest sposób koncentrowania świetlnego strumienia.
Jak napisałem powyżej, X-zoom znacznie mocniej skupia wiązkę, co widać tym bardziej, im większa jest odległość od oświetlanego obiektu. Wspomniana wyżej odległość 27m wystarczyła do zaobserwowania kontrastu – w porównaniu z X-zoomem światło Myo XP wygląda tak, jakby latarka miała nałożony rozpraszacz. Nawet w dzień możemy zobaczyć dwa, wyraźne kręgi światła – centralny, mocniejszy promień główny (Spot), oraz zewnętrzny, delikatniejszy krąg (Spill). W przypadku X-zooma nic takiego nie występuje i póki nie osiągniemy przynajmniej półmroku, możemy odnieść wrażenie, że Spill’a w ogóle nie ma. Być może byłoby to wadą w przypadku latarki pozbawionej regulacji, gdzie sposób formowania światła stanowi kompromis między chęcią uzyskania dobrego zasięgu oraz sensownego oświetlenia najbliższej okolicy. Ponieważ jednak obie latarki oferują regulację szerokości wiązki, moim zdaniem w trybie skupionym powinna być ona jak najbardziej skoncentrowana. W końcu możność zmiany kąta świecenia wprowadzono po to, aby światło było dokładnie tam, gdzie tego potrzebujemy – nie zaś uciekało na boki. Petzl znacznie więcej światła „puszcza w gwizdek”, co sprawia, że wiązka główna jest po prostu słabsza niż w produkcie Mammuta.
Poniżej efekt nałożenia na siebie zdjęć prezentujących promień światła dla obu latarek w trybach skupionym i rozproszonym:
Po lewej: kwadratowe światło X-zooma na tle wiązki Myo XP – widać ogromny Spill tworzony przez Myo; po prawej: w trybie rozproszonym różnica szerokości wiązek jest mniejsza. Rozpraszacz Myo tworzy na ścianie delikatnie „rozpływający się” sześciokąt, podczas gdy X-zoom generuje regularny okrąg o wyraźnie zaznaczonej krawędzi głównej wiązki
Podsumowując, jakość optyki i koncentracji wiązki X-zooma oceniam wyżej niż Myo XP. Po porównaniu szerokości i jakości skupienia wiązek światła przestaje dziwić, dlaczego przy praktycznie tej samej sile świecenia (około 80lm) zasięg światła deklarowany dla X-zoom jest prawie dwukrotnie większy niż w przypadku produktu Petzla.
Teraz porównajmy, jak wygląda plamka światła w zależności od stanu baterii:
Baterie Alkaliczne, świeże:
Baterie Alkaliczne, częściowo rozładowane:
Baterie Alkaliczne, prawie całkowicie rozładowane:
Akumulatory, naładowane
Akumulatory, częściowo rozładowane.
Cóż… zdjęcia chyba nie wymagają dalszego komentarza. Owszem, Myo XP po modyfikacji do wersji „2008” świeci zauważalnie lepiej od wersji przed modyfikacją, natomiast żadna wersji nie zbliża się nawet do poziomu oferowanego przez X-zoom – którego przewaga na zdjęciach wygląda wręcz „oślepiająco”.
W terenie X-zoom radzi sobie z obiecywanym dystansem rzędu 100-120m, pozwalając na ustalenie CO oświetlamy. W przypadku Petzla nawet po włączeniu Boosta efektów się trzeba „domyślać”, wypatrując refleksów na odbijających światło powierzchniach (mowa oczywiście o wersji z mocniejszą diodą).
Przy czym im dalej, tym mniejsza staje się różnica obszaru oświetlanego przez obie latarki – krąg światła generowanego przez Myo XP „kurczy się” wraz z odległością i w pewnym momencie i tak widzimy już tylko najbardziej centralną część wiązki, rozmiarów podobnych do spota X-zooma.
Gdy dodatkowo uzmysłowimy sobie, że czas po jakim obie latarki osiągną poziomy jasności widoczne np. na drugiej serii zdjęć, jest dla X-zooma około półtorakrotnie dłuższy niż dla Myo XP, możemy już mówić o „nokaucie” produktu Petzla.
5. Podsumowanie:
Porównując obie czołówki trudno nie odnieść wrażenia, że dedykowane są one zupełnie innym grupom odbiorców i zostały zaprojektowane do różnych celów.
Myślę, że nieprzypadkowo umieszczony na stronie Petzla film, promujący Myo XP, przedstawia latarkę wykorzystaną przy nocnym biegu. W takiej roli produkt ten sprawdzi się wręcz wybornie, podobnie jak zresztą w innych zastosowaniach „rekreacyjnych”, takich jak wieczorne lub nocne piesze wędrówki, weekendowy biwak, mniej wymagający wypad turystyczny i tym podobne. Nieco nazbyt szeroka wiązka światła nie jest wtedy problemem, a zasięg Myo XP wykorzystywanego do zadań opisanych powyżej jest zupełnie wystarczający (ja sam w takich sytuacjach chętnie korzystam z rozpraszacza)
Biorąc to pod uwagę, określiłbym ją (być może nieco niesłusznie) mianem czołówki „miejskiej”.
X-zoom to z kolei produkt typowo „górski”. Ma być odporny, wydajny, ergonomiczny i niezawodny, ponadto musi zapewnić bezpieczeństwo w sytuacjach awaryjnych.
Konstrukcja, jakość wykonania, sposób obsługi oraz dostępne funkcje – wszystko wskazuje że taki będzie. Od konkurenta jest lepszy pod każdym względem: większy zasięg światła, ponad półtorakrotnie dłuższy czas pracy, wygodniejsza „guzikologia” i bardziej zaawansowany sposób regulacji światła mówią same za siebie.
Jedynym elementem nieco burzącym wizerunek „ekstremalnej latarki” są czerwone światełka z tyłu – bardziej przydatne „miejskiemu” Myo XP niż „rasowej” górskiej czołówce.
Niestety produkt Mammuta kosztuje dwukrotnie więcej od konkurenta i to właśnie cena sprawia, że wybór przestaje być oczywisty. Niezależnie od tego, że X-zoom jest niemal pod każdym względem lepszy, Myo XP to nadal „górna półka” dostępnych w sklepach latarek czołowych, przynajmniej jeśli mówimy o zastosowaniach turystycznych. Jeśli więc nie wybieramy się na ekstremalne wyprawy, nie musimy walczyć o każdy gram szpeju w plecaku (dłuższy czas świecenia oznacza mniej zapasowych baterii do zabrania) i nie przeszkadza nam, że latarka jest tylko deszczoodporna, Myo XP przy swojej cenie będzie bardzo dobrym wyborem.
Z kolei Mammut oferuje produkt lepiej przemyślany, o czym świadczą nie tylko parametry wydajnościowe, ale też sposób w jaki został zaprogramowany sterownik czy wreszcie funkcja oszczędzania akumulatorków, nieobecna w Myo XP.
Jeśli szukamy produktu „bezkompromisowego”, który będziemy chcieli zabrać np. na dłuższą wyprawę w teren „z dala od cywilizacji”, X-zoom będzie idealnym wyborem.