No więc tak...
Człowiek uczy się całe życie. Człowiek głupi ma okazję nauczyć się znacznie więcej w tym samym czasie.
Załatwiłem tą ufałkę! Proszę, nie pytajcie jak.
Po prostu chciałem lepiej...
Dramat zaczął się od urwania pierwszego pola prądowego.
Później drugie.
Nie mając już nic do stracenia przystąpiłem do naprawiania powiązanego z recytacją kwiecistych wiązanek.
Se pomyślałem, że wygrzebię jakoś te pierońskie druciki z soczewki i przylutuję, przysztukuję do nowych drutów. Tieeeoretycznie plan był więcej niż bardzo dobry, bo i kiedy mamy zły plan?!
Ku przestrodze dla innych fantastów.
Zapewniam, że nie idzie wybebeszyć tych drutów w całości. Są zbyt delikatne. Próbowałem, bo chciałem ratować silikon (?) nad chipem. Efekt był taki, że urywałem je raz za razem, i w końcu doszedłem do krowich/drucikowych "placków".
O! I tu była kolejna nadzieja. Do tego idzie się przylutować. Zaliczyłem parę pozytywnych prób. Niestety. Ta akurat dioda posiada jeszcze jedno dodatkowe małe pole z boku. Chyba służy korekcji widma czy coś. Myślałem, że i do niego trzeba się podpiąć. Tego już nie dałem rady zrobić.
Radosną swą twórczość skończyłem na całkowitym oskalpowaniu, ogołoceniu płytki. Nawiasem pisząc nie wiem z czego to cudo jest, ale jest bardzo piękne. Mieni się tęczowymi kolorami.
Jest twarde. Ma labiryntowate, złote ścieżki. A na nich, w paru miejscach były "placki" - te, do których były podpięte druciki.
I teraz uwaga.
Gdy wszystko wykastrowałem skalpelem, na równo, pomyślałem, że to już koniec zabawy.
A jednak było inaczej. Bowiem coś mnie tknęło i podałem prąd drucikami na te tylko same pola. I o dziwo, diodka zaświeciła!
Oczywiście, trzeba by podać napięcie na wszystkie miejsca jednocześnie by uzyskać pełną moc.
Co ciekawe, kontakt, możliwość zwarcia, występuje tylko w tych polach (śladach po plackach). Linie nie przewodzą - tak, jakby prowadzone już były pod (?) chociaż wszystko wygląda tak samo.
Morał z bajeczki taki jak zwykle.
Trzymać duże i małe dzieci z daleka od urządzeń elektronicznch...
!