Jakiś czas temu miałem lekką "audio korbę". Zmieniałem kilka razy wzmacniacz, kolumny kombinowałem z kablami jednak wszystko w granicach rozsądku i ograniczonego budżetu.
Tak się złożyło, że kilka lat temu przeprowadziłem się z bloku do prywatnego domu. Sprzęt rozstawiłem w większym pokoju o bardziej foremnym kształcie, na podłodze stary, ale drewniany parkiet. Tak dużego szoku podczas pierwszego odsłuchu nie przeżyłem już nigdy. Mój sprzęt zagrał wreszcie pięknie, pojawiły się mikro szczegóły i scena o której pisał midi. Była to najlepsza modyfikacja mojego systemu audio
Później trafiłem na wątek o lampizacji odtwarzacza CD, zabawa polega na zastąpieniu oryginalnego toru audio odpowiednio dopasowanymi modułami na lampie. Drążyłem ten temat kilka miesięcy, gromadziłem części polowałem na lampy z lat 70 tych. Wreszcie zbudowałem, zestroiłem i tu pojawił się kolejny milowy krok jeśli chodzi o brzmienie.
Kilka miesięcy temu trafiłem do kolegi który zajmuje się handlem sprzętem audio. Na poddaszu zbudował mini studio odsłuchowe z panelami wygłuszającymi, podstawkami pod kolumny, które musi przestawiać razem z bratem bo ważą sporo i innymi bajerami. Słuchaliśmy różnych klocków, różnej muzy na koniec zauważyłem gdzieś w kącie dziwną, raczej starą jakby walizkę. Okazało się że to moduł wzmacniacza z adapteru Bambino tak na oko z 50 lat do tyłu. Sprzęt na chodzie poprosiłem go w sumie dla jaj żebyśmy go odsłuchali. Zakochałem się, nie mogłem wyjść z podziwu jak taki 2 watowy rupieć może cudownie zagrać. Po kilku tygodniach kupiłem współcześnie już skonstruowany lampowy mini wzmacniacz w systemie SE, czyli taki jak w bambino. Dziś jest u mnie numerem jeden jeśli chodzi o odsłuch i 3 waty mocy w zupełności wystarcza, by przyjemnie posłuchać muzy.
Wygląda na to, że walczyłem przez te wszystkie lata z nowoczesną materią, by na koniec wrócić do źródeł. Jeśli mnie ktoś zapyta dziś jaki jest wzorzec dobrego sprzętu to bez wahania odpowiem, że wszystko co najlepsze wymyślono już kilkadziesiąt lat temu. Drogie kable i inne czary mary to dla mnie strata pieniędzy za które można wymienić lub zmodernizować jakiś inny bardziej istotny dla dźwięku element systemu. Choćby odtwarzacz od którego zależy tak naprawdę wszystko.