Syn chodzi do 1. klasy. Pierwszy raz do nowej szkoły. Zdaje się, że ma kiepską wychowawczynię, trafił do klasy, która składa się dzieciaków, które były razem w zerówce, tylko syn i 2 dziewczynki są nowe.
W zeszłym tygodniu były jakieś skargi na jego zachowanie, okazało, się, że nikt (wychowawczyni) w ogóle nam nie mówi, że młody jakieś cyrki wyprawia, a wolelibyśmy to widzieć od razu po zdarzeniu. Aniołkiem (jak nikt) nie jest i trzeba go konsekwentnie trzymać, a nauczyciele dzielą się, na takich, którzy sobie z nim dobrze radzą, i takich, którzy sobie nie radzą, anglistka sobie nie radzi.
Poprzednie dwa lata robił dwie zerówki miał super wychowawczynie, które sobie w kaszę dmuchać nie dawały i dość sprawietliwie dzieciaki ustawiały. Teraz jakaś porażka z tą nową, inne dzieciaki młodemu dokuczają, to w końcu nie wytrzymuje i to raz kogoś popche, a raz komuś machnie w twarz. Nie popieram, ale się nie dziwię. Przepraszać drugą stronę ma tylko młody, choć nauczycielka utrzymuje, że Ci którzy mu dokuczają też mają go przeprosić, ale ja bardziej synowi wierzę, bo fazę z kłamaniem już przerabialiśmy i raczej już nie kłamie przy pytaniach wprost.
No to poszliśmy na rozmowę do wychowawczyni w poniedziałek. Rozmowa bardzo miła. Pani uśmiechnięta, gaduła, zapenia, żapewnia, że nie jest tak, źle, że ostanio Rufin lepiej, że sobie z nim poradzą itp.
Przy okazji poruszyłem sprawę komunikacji grupy, rodzice z wychowawczynią mają wspólną skrzynkę pocztową (wrrr) i ktoś kilka dni temu skasował (pewno coś źle w jakimś kliencie ustawił) wszystkie stare maile. No to jako, że zakłądałem i używałem już niejedną e-mailową grupę dyskusyjną zaproponowałem wychowawczyni, że coś takiego założę. Bardzo się jej pomysł spodobał. We wtorek przysłała mi 11 adresów e-mail rodziców, do dodania do grupy. (adresy były tostępne na tym wspólnym e-mailu)
Dnia kolejnego, żoną rano napadły mamy innych dzieci, jedna najbardziej z wszystkimi pretensjami:
- jakim prawem dodaliśmy ją do grupy, jej e-mail, ochrona danych osobowych itd...
- że jej córka (siedzi w ławce z synem) boi się naszego syna, że przestraszona na lekcjach siedzi (wychowawczyni twierdzi, że powtarza jej, że może się przesiąść do innej ławki).
- że syn chciał od córki kanapkę, a gdy chciała mu dać wafelka to powiedzieł jej, żęby "w ...piiii... go sobie wsadziła" - szczerze nie wierzę, by to prawda była, to takiego słownictwa nie stosujemy, a pozatym syn mój uwielbia wafelki!
- inna matka, że jej syn chodzi na terapię i że jak się z moim spotkają, to krew się poleje, i jeżeli tak jest teraz, to co to będzie później...
No i ogólnie nagle fala pretensji, jaki to nasz syn jest zły. Taa, jasne...
Kilka walniętych paniuś, których synkowie mogą dokuczać synowi, bo oni się długo znają, a on jest nowy, i faktycznie ma problemy z emocjami i nieraz mu puszczają.
Byliśmy wcześniej u psychologów, neurologów, mamy zalecenia, ale o kant d u p y to rozbić, jeżeli wychowawczyni faworyzuje jedne dzieci kosztem innych...
Tak, że szlak mnie trafia, bo specjalnie do tej szkoły dawaliśmy, bo klasa sportowa, 6 godzin WFu tygodniowo, czyli coś, co dla syna dobre i co lubi, ale wychowawczyni Paniusia, która tylko pięknie gada, ale jakoś w praktyce tych pięknych działań nie widać.
Kilka parapetów na całą klasę się trafi i człowiek ma ochotę dziecko przenieść do innej szkoły, ale niestety w sportowych klasach nie ma wolnych miejsc.
Auto da się naprawić (choć popsute to też problem i współczuję), a z parapetu człowieka się nie zrobi, a awanturując się (z mojej strony) to już na pewno nie.
Chciałbym wierzyć, że wychowawczyni faktycznie będzie tak sprawiedliwa i konsekwentna jak zapewnia, że jest.
Pozdrawiam