Podziel się swoją radością
Dużo zależy co się robi. Był okres że co chwila poznawałem nowego kolegę. Najlepsi byli pompowani mięśniacy, 150 na klatę na ławeczce. jak mnie wkurzał gadką o odżywkach i osiągach, o tym kim jest i kim to jeszcze nie będzie, to do trzech dni pękał. . Nie zawsze jest ciężko, ale czasem trudno jest rano w niedzielę złączyć bez problemów kciuk z palcem wskazującym np.ElSor pisze:To słaby ten rekord
Nie ma się co przechwalać. Nie ma się już po 18 lat, często jest jeszcze rodzina i inne obowiązki. W obecnej mojej pracy ten miesiąc będzie rekordowy (7 letni staż pracy). Nie sądzę, że kiedyś uda mi się przekroczyć 100h extra w miesiącu (teoretycznie żaden problem i 120-140 zrobić). Już przy obecnych nadgodzinach ciężko znaleźć czas na hobby czy też inne przyjemności.Zbychur pisze:Dużo zależy co się robi.
Dobra - czas szykować się do pracy ... do zobaczenia za 11 lub 13h
Wszyscy jesteście wariatami! Mój rekord to 230h/mc i wcale tego miło nie wspominam. Przy takim tempie, to wychodząc rano w pn. do pracy mówię, żonie do zobaczenia w sobotę, bo już od środy po pracy to jestem zombie bardzo często i niewiele chce mi się robić innego niż nicnierobienie.ElSor pisze:A myślałem, że to ja jestem wariat ^
Dziś u nas mróz niewielki ale mróz. A my sobie w 4,5(þół, bo 5. osoba była połowę pracy - szef) osoby przesadzaliśmy z pięciometrowy świerk brewera. Rok wcześniej miał obkopaną bryłę i owiniętą agrotkaniną, żeby mała bryła się zagęściła. Mieliśmy jeszcze przesadzić też dziś podobnej wielkości jodłę, ale tylko tego świerka przesadzaliśmy od 830 do 1520. Ważyło to dziadostwo chyba z 400kg przynajmniej, bo w 5. na plandece kompletnie nie mogliśmy tego przeciągnąć ani trochę O jakim kolwiek uniesieniu bryły w 5 osób nie było mowy, nawet jak 2 osoby palikami robiły dźwignie, a 3 próbowały podnosić.
Dziada było trzeba przetransportować o ok 50m klucząc pomiędzy roślinami innymi. Udało mam się go jakoś z dziury wyjąć podsypując raz z jednej raz z drugiej strony i przechylając całe drzewo. Potem jakoś się udało przechylić i wkulnąć bryłę na paletę ustawioną do góry nogami. i tę paletę ciągnęliśmy na palikach. Normalnie czuliśmy się jak Egipcjanie pionierzy, którzy (na nowo) uczą się metody transportu bloków skalnych na palach... Wyciąganie z dołu i transport drzewka to chyba z 2 godziny minęły, na koniec było coraz szybciej. Jeszcze mieliśmy zjechać z jednej skarpy, było trzeba inne rośliny powysadzać, żeby miejsce na przejazd zrobić...
W sumie ciekawe doświadczenie. Nawet nie zmarzłem, i nawet mnie plecy nie bolą. Szef chciał, żebyśmy przeciągnęli to drzewo na plandece, bo "plandeka śliska" "łatwo damy radę"... Pomysł z paletą i turlaniem na palikach mu się nie podobał... Gdybyśmy nie zabrali tych palet i palików pełno, to by "nic nie było" z "dacie radę"
Ostatnio zmieniony sobota 29 lis 2014, 17:18 przez marmez, łącznie zmieniany 1 raz.
Tekst podpisu:
Podpis - dozwolona ilość znaków: 255
Podpis - dozwolona ilość znaków: 255
Ja w tamtym roku trzasnąłem w jednym miesiącu coś koło 300h. Po 12-13 godzin dziennie, masakra, w niedziele człowiek nie ma siły nawet spaść z łóżka a co dopiero z niego wstać, ale syta zapłata szybciutko stawiała na nogi Nigdy więcej
Ostatnie 2 tygodnie też były dosyć ciężkie bo termin gonił ale się udało skończyć i to nawet w piątek, teraz trzeba będzie trochę poleżeć bo mam serdelecznie dość.
Ostatnie 2 tygodnie też były dosyć ciężkie bo termin gonił ale się udało skończyć i to nawet w piątek, teraz trzeba będzie trochę poleżeć bo mam serdelecznie dość.
Sorry, taki mamy klimat. Ja jestem z charakteru pustelnikiem w pracy, po prostu idę po pomoc, jak już na prawdę nie daję rady czegoś podnieść, obrócić przytrzymać, przesunąć. Szef mi powiedział, że z jego obserwacji wynika, że ja wszystko robię sam i haruję sam na swoim stanowisku........... z lenistwa, bo nie chce mi się iść po pomoc. Ja mu zawsze odpowiadam, że nie ma czasu szukać pomocy, bo mnie taki jeden szef stale goni z robotą. . Mam zasadniczą wadę generalnie, nie potrafię się oszczędzać, ani oszczędzać sobie pracy. Wiem, głupi jestem, ale tak mam. Tracę na tym dużo, bo inni u nas potrafią rozłożyć pracę tak, żeby się nie narobić i to we dwóch. Robią co innego więc nie da się porównywać kto robi więcej, ale zostawienie jednej czy dwóch nie zakręconych śrub "na jutro", kiedy zegar zrobi bimbam 15.00, to bzdura dla mnie, ja muszę skończyć. I kończy się jak zwykle, jeszcze to....... a to zaraz to i tylko jeszcze zobaczę czy tamto mi pasuje...... niech to diabli coś nie pasuje....... aha trzeba poprawić, to będzie moment ....... no teraz pasuje.....a to zaraz poskładam i będzie gotowe....... to zaraz sobie podkładem pomaluję na jutro będzie suche fajnie pod nawierzchniowa ........ dobra trzeba jechać do domu........psia krew już 19.00
SZ-szef, ZB-Zbychur
SZ: Zbychur a czemu z pustą taczką jeździsz?
ZB: Szefie, taki zapiernicz dzisiaj, że nie ma czasu taczki załadować
Mam dokładnie tak samo, jak tutaj opisujesz. Nie zgadza się tylko niezacytowana końcówka
SZ: Zbychur a czemu z pustą taczką jeździsz?
ZB: Szefie, taki zapiernicz dzisiaj, że nie ma czasu taczki załadować
Mam dokładnie tak samo, jak tutaj opisujesz. Nie zgadza się tylko niezacytowana końcówka
Sorry, taki mamy klimat. Ja jestem z charakteru pustelnikiem w pracy, po prostu idę po pomoc, jak już na prawdę nie daję rady czegoś podnieść, obrócić przytrzymać, przesunąć. Szef mi powiedział, że z jego obserwacji wynika, że ja wszystko robię sam i haruję sam na swoim stanowisku........... z lenistwa, bo nie chce mi się iść po pomoc. Ja mu zawsze odpowiadam, że nie ma czasu szukać pomocy, bo mnie taki jeden szef stale goni z robotą. . Mam zasadniczą wadę generalnie, nie potrafię się oszczędzać, ani oszczędzać sobie pracy. Wiem, głupi jestem, ale tak mam. Tracę na tym dużo, bo inni u nas potrafią rozłożyć pracę tak, żeby się nie narobić i to we dwóch. Robią co innego więc nie da się porównywać kto robi więcej, ale zostawienie jednej czy dwóch nie zakręconych śrub "na jutro", kiedy zegar zrobi bimbam 15.00, to bzdura dla mnie, ja muszę skończyć.
Zbychur powinieneś robić w akordzie a nie na godziny Ja na godziny nie potrafię robić bo też robię tak aby zrobić jak najwięcej, jak czasem przychodzi mi robić na godzinki to wszyscy opier**** się jak tylko jest okazja a ja nie potrafię, choćbym bardzo chciał Nawet zapominam żeby zrobić sobie przerwę, a jeść na siedząco z wyciągniętymi kopytami jakoś nie potrafię, zawsze przy czymś dłubię.
U mnie bardzo ważne jest, że robimy (zazwyczaj) w parach. Pracuję z kolegą z bloku obok, on mnie zawozi i odwozi z pracy. Praca jest zazwyczaj do 16 (o tej kończymy na ogrodach i wtedy wracamy na bazę, wypakować, co trzeba i do domu). Jak coś trzeba dłużej, to wolimy o tym wiedzieć wcześniej, bo różne plany w domu możemy mieć. Ja sam dłużej nie porobię, bo z ogrodu wracamy jednym busem. Szczęśliwie koledze z którym pracuję nie zależy tylko na "godzinkach", też chce mieć trochę życia poza, nie wierzy zbytnio w zaczęcie życia na emeryturze, tak, że się razem staramy do tej 16 wyrobić. Druga ekipa ma inaczej, coś, co nam (jak nam albo szefowi zależy) zajmie jeden dzień, im zajmuje półtora. Soboty też wolimy mieć wolne, choć w sezonie, to często jest jedna wolna sobota na 2 mce tylko
My sobie robotę zazwyczaj umiemy rozłożyć tak, aby zajęła tyla czasu ile powinna (często jest "z kosztorysu" wytyczna ile mamy czasu). Chyba, ze czas nie gra roli wtedy kończymy jak najszybciej Lubimy kończyć szybciej.
Najbardziej mnie śmieszy, jak w dzień w który tydzień w tydzień mamy do pielęgnacji powiedzmy 4 standardowe ogrody (co tydzień ten sam zestaw) i zawsze pracujemy do 16. No i śmieszy mnie, gdy szef nam karze zrobić jeszcze coś dodatkowego na np 1-2h, i tak wszystko lekko przyciśniemy, lekko czasy poskracamy i kończymy w sumie o 1530 z tym dodatkowym ogrodem , bardzo często tak wychodzi, bo nie wiadomo ile czasu na ten dodatek zostawić a nie chcemy zostawać po godzinach. Druga ekipa to by pewno więcej godzinek miała
Tak, że ja mentalnie to też na akord powinienem pracować a nie na godziny, ale tej roboty nie da się zmierzyć inaczej niż czasem.
Oczywiście gdybym się obijał w tej robocie, to albo bym jej już dawno nie miał, albo inną stawkę bym miał, firma mała, a 1-2 pracowników rocznie przychodzi i jest zwalnianych gdy mniejszy ruch w interesie, zostają (co tu dużo gadać) najlepsi.
A tak w ogóle, to jak mam pracować po 16 to mi się już kompletnie nie chce i robota już tak nie idzie, jakość niestety też trochę spada.
A w ogóle to przyszły tydzień będzie pewno ostatnim w tym roku i wakacje, czytaj więcej czasu i klepanie biedy ;P chyba, że się coś dorywczego znajdzie, choć mnie w tym roku to raczej nie dotyczy, bo chyba żona pracę dostanie a ja będę dzieci bawił
Pozdrawiam
My sobie robotę zazwyczaj umiemy rozłożyć tak, aby zajęła tyla czasu ile powinna (często jest "z kosztorysu" wytyczna ile mamy czasu). Chyba, ze czas nie gra roli wtedy kończymy jak najszybciej Lubimy kończyć szybciej.
Najbardziej mnie śmieszy, jak w dzień w który tydzień w tydzień mamy do pielęgnacji powiedzmy 4 standardowe ogrody (co tydzień ten sam zestaw) i zawsze pracujemy do 16. No i śmieszy mnie, gdy szef nam karze zrobić jeszcze coś dodatkowego na np 1-2h, i tak wszystko lekko przyciśniemy, lekko czasy poskracamy i kończymy w sumie o 1530 z tym dodatkowym ogrodem , bardzo często tak wychodzi, bo nie wiadomo ile czasu na ten dodatek zostawić a nie chcemy zostawać po godzinach. Druga ekipa to by pewno więcej godzinek miała
Tak, że ja mentalnie to też na akord powinienem pracować a nie na godziny, ale tej roboty nie da się zmierzyć inaczej niż czasem.
Oczywiście gdybym się obijał w tej robocie, to albo bym jej już dawno nie miał, albo inną stawkę bym miał, firma mała, a 1-2 pracowników rocznie przychodzi i jest zwalnianych gdy mniejszy ruch w interesie, zostają (co tu dużo gadać) najlepsi.
A tak w ogóle, to jak mam pracować po 16 to mi się już kompletnie nie chce i robota już tak nie idzie, jakość niestety też trochę spada.
A w ogóle to przyszły tydzień będzie pewno ostatnim w tym roku i wakacje, czytaj więcej czasu i klepanie biedy ;P chyba, że się coś dorywczego znajdzie, choć mnie w tym roku to raczej nie dotyczy, bo chyba żona pracę dostanie a ja będę dzieci bawił
Pozdrawiam
Tekst podpisu:
Podpis - dozwolona ilość znaków: 255
Podpis - dozwolona ilość znaków: 255
Ja godzin naciągać nie potrafię. Jak jest mało roboty to i tak nie umiem jej sobie dobrze rozłożyć, bo łapię się za nią i zapominam się. Już kończę zadanie na dany dzień a tu dopiero 11.00. Na szczęście zawsze znajdzie się jakaś robota konserwatorska, coś się zepsuło i czeka jakiś czas aż ktoś się nad tym zlituje, albo serwis wózka widłowego, albo pompa wagnera do przeglądu itp. Mamy niestety w pracy ludzi , którzy swą zawodową karierę zaczynali w PRL-owskich zakładach i taka szkoła pozwala im na takie ściemnianie, że głowa boli. Nieraz kiedy ja rzucam jakimiś przęsłami po 60-80kg po całym placu oni stoją w drzwiach i się przyglądają. Załóżmy że mam coś pilnego "na wczoraj" ale towar dopiero dziś przyszedł z cynkowni i dobrze by było jutro go zamontować. Tu się okazuje, że mam na dziś inne plany jeszcze po pracy i zależy mi na tym, żeby skończyć o 14.00. Więc rano solidny łyk kawy i ogień z robotą, zazwyczaj się wyrabiam, choć nie zawsze się udaje. Normalnym tempem mógłbym to robić o 4-5 godzin dłużej i szef nie miałby pretensji, że tyle to trwało. Jednak potem przychodzi i mówi dlaczego nie zostaję dłużej, bo skoro już jest jedno gotowe to można by pociągnąć i już następne pilne zacząć. Czasem zapomina, że my też mamy życie prywatne i nie zawsze człowiek może dłużej zostać. Od lat też próbuję mu wytłumaczyć, że skoro 100m można przebiec w 9 sekund, to analogicznie licząc, dlaczego nikt jeszcze maratonu nie przebiegł w 1 godzinę i 15 minut?
Przy pielęgnacji ogrodów (w ogóle pracując w ogródku) można temu poświęcić tyle czasu ile się ma i to wcale nie ściemniając. Wszystko zależy od dokładności w sprzątaniu, w cięciu, we wszystkim. Przycinając kulkę bukszpana można jakąś ciąć 10 minut, a można ją dociąć idealnie w 2 godziny, przez 10 minut będzie docięta byle jako - tak tną firmy na osiedlach, przy drogach. A jak się ma klienta pedanta, który na kasę tak nie patrzy, to po godzinie cięcia dalej będzie niezadowolony, że nierówno Jak się jest u kogoś "normalniejszego", to jak zobaczy, że się babramy za długo z jedną roślinką, a jemu rachunek rośnie, to nas przegoni
Z czasem się klientów poznaje i wiadomo, co gdzie jak trzeba, a jak można robić.
Zazwyczaj mamy kasiastych klientów perfekcjonistów i jak nieraz trzeba z czymś lecieć po łepkach, żeby klient był zadowolony z czasu pracy (krótkiego), to jest nam trudniej, bo chcąc nie chcąc trzeba robić po łepkach.
Z czasem się klientów poznaje i wiadomo, co gdzie jak trzeba, a jak można robić.
Zazwyczaj mamy kasiastych klientów perfekcjonistów i jak nieraz trzeba z czymś lecieć po łepkach, żeby klient był zadowolony z czasu pracy (krótkiego), to jest nam trudniej, bo chcąc nie chcąc trzeba robić po łepkach.
Tak. Tak Albo u nas częściej jest ile chińczyków potrzeba, żeby dół 1m x 1m x 1m potrzeba w 1min...Zbychur pisze:Od lat też próbuję mu wytłumaczyć, że skoro 100m można przebiec w 9 sekund, to analogicznie licząc, dlaczego nikt jeszcze maratonu nie przebiegł w 1 godzinę i 15 minut?
Tekst podpisu:
Podpis - dozwolona ilość znaków: 255
Podpis - dozwolona ilość znaków: 255