Strona 113 z 194

: wtorek 17 cze 2014, 19:41
autor: pier
Zapomniałem, oczywiscie zero alkoholu.

: wtorek 17 cze 2014, 20:30
autor: ologda
pier pisze:Zapomniałem, oczywiscie zero alkoholu.
... :evil: ... jest chyba możliwe :-)

: wtorek 17 cze 2014, 20:39
autor: studzin
NŻW - nie żryj wcale.
ŻM- żryj mniej

: wtorek 17 cze 2014, 20:42
autor: Pyra
studzin pisze:NŻW - nie żryj wcale.
ŻM- żryj mniej
Jest jeszcze:
ŻP - żryj połowę ;)
Pozdrawiam

: wtorek 17 cze 2014, 20:49
autor: marmez
ZJ-PŻ

Zacznij jeść.
Przestań żreć. :wink:

: wtorek 17 cze 2014, 20:59
autor: Zbychur
Jest jeszcze MŻ-WR (Mniej żarcia -Więcej roboty), choć to drugie u mnie nie działa. Jak po 2 miesiącach rewiru z powodu poparzenia nogi wywindowałem na 104, to haruję jak wół od połowy kwietnia i tylko 3 kg na minus poszło, do dawnych 98kg nie potrafię zejść. Myślę też, że nie tylko jakość jedzenia jest ważna, ale rozkład posiłków w ciągu dnia. Często pracuję po kilkanaście godzin i wtedy mam 2-3 posiłków, a weź tu chłopie nie podjedz sobie jak masz za sobą kilka czy kilkanaście ton w kawałkach po 70-80kg.

: wtorek 17 cze 2014, 22:34
autor: Veldrinn
pier, dietę, którą stosujesz Układałeś/konsultowałeś z kimś czy po prostu dieta 1000 kcal albo 50% Pytam bo 7 kg w 2 tygodnie to na granicy rozregulowania metabolizmu. Oczywi8ście wiadomo, że jeśli to początek walki to po 1. organizm usuwa nagromadzoną wodę po 2. oczyszczają się jelita ze złogów. Bezpieczny spadek to 600-900 g na tydzień przy optymalnej diecie. Więcej oznacza zahamowanie metabolizmu i gwarantowany efekt jo-jo.
Czemu się mądrze? W tamtym roku straciłem 26 kg przy jednoczesnym znacznym rozbudowaniu tkanki mięśniowej czyli tak naprawdę pozbyłem się sporo ponad 30 kg tłuszczu i zaległości.

Wiecie od czego powinno się zacząć odchudzanie? Od lektury artykułów i książek. (Teraz jest prościej bo jest YT :) )
Podstawowy błąd to rozpoczęcie diety bez odpowiedniego przygotowania, a potem jest stagnacja, brak sił, zniechęcenie i powrót do wagi a nawet przybranie dodatkowych kg.
Każdy kto zaczyna walkę z nadprogramowymi kilogramami powinien trzymać się kilku zasad. Należy pamiętać, że dieta ma dać stały efekt, dlatego nie można liczyć, że w 2 miesiące zgubimy kilogramy, które gromadziliśmy nieraz latami.

Dla wielu osób sama zmiana nawyków żywieniowych daje dobry rezultat.

Co robić:
- regularne jeść (u większości usprawnia metabolizm, pomaga wyeliminować uczucie głodu i podjadanie)
- unikać cukrów (węglowodanów) prostych (słodycze, napoje gazowane, cukier itp)
- bilansować posiłki (dostarczanie odpowiedniej ilości mikro i makrorodników).

Czego nie robić:
- nie głodzić się
- stosować zasady "nie jeść po 18" - to ogólnie jakaś bzdurna zasada, no chyba, że ktoś chodzi spać przed 20 :)
- nie unikać tłuszczu i węglowodanów złożonych (bardzo częsty błąd bo tłuszcze są potrzebne do odchudzania :D )
Nie tyjemy od spożywanego tłuszczu, ale od NADMIARU KALORII. Nasi ojcowie i dziadkowie jadali tłusto (co miało efekt na serce), ale nie mieli nadwagi bo ciężko pracowali i mieli wysokie zapotrzebowanie energetyczne (kaloryczne).

Nikt nikomu nie każe od razu wskakiwać na pełną dietę z ważeniem wszystkich elementów każdego posiłku. Dietę można wprowadzać stopniowo. To od naszego podejścia i nastawienia będzie zależeć efekt końcowy. Po zmianie podstawowych nawyków można przejść do obliczenia zapotrzebowania energetycznego i układania diety "pod nas".
Dobrze opracowana dieta to 70% sukcesu, reszta to aktywność fizyczna. Tak, trzeba ćwiczyć, żeby był efekt.

Oczywiście to, co napisałem powyżej to tylko ułamek wiedzy o diecie i odchudzaniu, ale od czegoś trzeba zacząć.
Nie jestem ekspertem, jestem po prosu tym zainteresowany bo mnie też to dotyczy i jakby ktoś miał jakieś pytania to z chęcią służę pomocą.

Wszystkim chętnym mogę polecić kanały na YT, na których znaleźć można informacje o odzywaniu jak i o ćwiczeniach:
AeroFitnessBlog
Piotr Kopczyński
Zapytaj Trenera

i pamiętajcie Impossible is nothing :cool:

: środa 18 cze 2014, 00:07
autor: fotorondo
A ja myślałem że te 5 kg to sam zrzuciłem.

: środa 18 cze 2014, 22:52
autor: joon
Nowy pecet (jeszcze bez obudowy, leży na półce pod biurkiem w częściach) + drugi monitor, pora usiąść i zacząć z tego korzystać ;)

: czwartek 19 cze 2014, 12:12
autor: Zbychur
Po wczorajszym, 20 godzinnym dniu pracy, wreszcie mam długi weekend, dziś pewnie będę dochodził do siebie, ale jutro już można działać. :)

: piątek 20 cze 2014, 12:22
autor: Wojto
Zbychur, a co to za niewolnicza praca?

Przejechałem ponad 50km na rowerze z komunii, nogi troszkę bolą, ale jest dobrze. Stopniowo robię trasy coraz dłuższe. Zastanawiam się nad zakupem lepszego roweru bo ten ledwo się trzyma :razz:

: piątek 20 cze 2014, 13:04
autor: Zbychur
Wojto pisze:Zbychur, a co to za niewolnicza praca?
Taka tam robota w kapitalistycznym świecie u prywaciarza.

: piątek 20 cze 2014, 17:20
autor: marmez
20 godzin to niezłe przegięcie, choć jeszcze zależy, to to mus z góry, czy z dołu wybór, żeby mieć wolny piątek, jeżeli to drugie to miło :) jeżeli to pierwsze, to... to nie ma tego już gorzej. U nas się zdarza nieraz w piątek robić do 19 (od 630), żeby mieć sobotę wolną i jeszcze się cieszymy, że sobota wolna :D A takie dodatkowe dni wolne, żeby mieć długi weekend to bardzo rzadko się u nas zdarzają i zazwyczaj, gdy inni mają długie weekendy, to my mamy wolne, praca, wolne, np dzisiaj i jutro do pracy ;)

A żeby coś o radości napisać, to truskawki nam pierwszy raz dość dorodnie dojrzewają na działce :) kilka kg już było zjedzonych i jeszcze troszkę będzie :) Chyba w tym roku trochę żonie przy nich pomogę, by je po owocowaniu uporządkować na przyszły rok :)

: piątek 20 cze 2014, 17:55
autor: ElSor
Kiedyś u mnie "ściągnęli limity" na nadgodziny, to od 14:15 w piątek siedziałem do 10:15 w sobotę a w poniedziałek ochrzan, że za długo. Teraz już nie szaleję i robię ~30h extra miesięcznie.

: piątek 20 cze 2014, 19:03
autor: Zbychur
marmez pisze:żeby mieć wolny piątek, jeżeli to drugie to miło
Właśnie chodzi o wolny piątek, ale nie w senesie że zamiast urlopu, tylko na poniedziałek robota musiała być gotowa. Po za tym mam taki charakter, że nie lubię zostawiać napoczętej i nie skończonej pracy (choć nie zawsze się to udaje). Druga sprawa, nie potrafię naciągać godzin, tzn. planuję sobie, że daną robotę rozłożę na całą szychtę, bo np nie ma nawału. Niestety w ferworze walki zapominam o tym i kończę przed śniadaniem, potem zaczynam następne zadanie i siedzę 10-12 godzin, żeby je skończyć. Zdarza się też , że mam coś pilnego do zrobienia, ale potem okazuje się, że wyskoczy coś pilniejszego i jeszcze coś na wczoraj. Według szybkich obliczeń szefa wystarczy na to godzina więc można mi to wepchnąć do zrobienia. W praniu jednak wychodzi, że faktycznie roboty jest godzina ale przygotówki zajmują 2 godziny i nagle patrzysz, a tu się ciemno zaczyna robić i chyba by trzeba do domu, ale jeszcze szybko to i tamto bo to moment i mamy 20.00. Ot cała filozofia. :)

Mój rekord to 303 godziny, to był listopad 2010, w tym 1 dzień urlopu :)