Barton_ pisze:Coś w tym jest.
Pies myśli: mój człowiek mnie karmi i głaszcze bo jest moim całym światem.
Kot myśli: mój człowiek mnie karmi i głaszcze bo jestem jego całym światem.
Jest jeszcze taka wersja:
Pies myśli: człowiek mnie karmi i głaszcze, chyba jest Bogiem.
Kot myśli: człowiek mnie karmi i głaszcze, jestem Bogiem.
Co do rowerów, to trzeba uważać, a i mieć trochę szczęścia przy tym.
Ja po dwóch zdarzeniach, zacząłem jeździć znacznie ostrożniej i uważniej.
Pierwszy przypadek miałem kilka lat temu, źle podbiłem koło w czasie najazdu na krawężnik (po co zwalniać przed najazdem na krawężnik
![Twisted Evil :twisted:](./images/smilies/icon_twisted.gif)
) w wyniku czego fiknąłem przez kierownicę i wylądowałem na betonowym chodniku w który uderzyłem łokciem, lecąc pomyślałem sobie, że dotąd nie miałem jeszcze niczego złamanego, nic straconego, tym razem już się zdecydowanie nie wywinę od gipsu. Na szczęście łokieć tylko zbiłem, ale pamiętam, że jeszcze przy Wigilii (fajtnąłem we wrześniu) łokieć lekko przypominał o sobie.
Drugą przygodę miałem zeszłego roku w lesie (po lasach jeżdżę pasjami), zjeżdżałem leśnym duktem ze sporej górki, jechało się bardzo fajnie i szybko, do momentu, aż nagle na drodze pojawił się dębczak, taki ledwie z 10 cm średnicy pnia, a dróżka, którą pędziłem omijała ostrym łukiem to drzewko, hamowanie na mokrych liściach wychodzi mizernie, zwolniłem znacznie, ale i tak ze sporym impetem kierownicą przywaliłem w dębinę, rower zatrzymał się gwałtownie w miejscu, a ja zgodnie z zasadami fizyki pojechałem, a właściwie dziarsko poleciałem sobie dalej piękną krzywą balistyczną, lądowanie poprzedziłem gustownym fikołkiem, a lot zakończyłem jakieś 0,5m przed grubym, złamanym drzewem, a właściwie pniakiem który po nim pozostał z którego sterczało jak dzidy kilka solidnych półmetrowych drzazg, minę, muszę przyznać miałem nietęgą widząc na czym mogłem wylądować, szczęściem nie doleciałem.
Na szczęście moje lądowisko było porośnięte mchami w efekcie nic mi się w sumie nie stało, tylko rękę sobie o dąb poraniłem.
Dwa ostrzeżenia od losu wystarczą, teraz już poruszam się na rowerze znacznie bardziej statecznie, bez szaleństw i kozaczenia.
Zdrowiej szybko skatus.