Niedawno byłem nad jeziorem. To była niedziela. Żar lał się z nieba.
Okolica piękna, ale dziura straszna. Droga dojazdowa na szczęście w okropnym stanie, także wszystkie niskopodwoziowe agrotuningi nie były w stanie się przedostać do jeziora.
Właśnie ta droga ratuje jeszcze ten zakątek przed zalewem komercji.
Wszedłem do tamtejszego sklepu/baru.
I co widzę, jak młodzi rodzice (dwie rodziny) siedzą przy stoliku, z dziećmi, i chleją wódę, popijając piwem.
W kolejce chłopaki do piwa zamawiają po 50-tce. Większość ludzi narąbana.
Pełno dzieciaków, którzy przychodzą po lody.
I żar lejący się z nieba.
A na plaży grupa "młodzieży", która griluje i pije wódkę. Drą modry i przeklinają w niebogłosy, jakby sami byli na plaży.
Taki to obraz sprzedajemy naszym maluchom, które później idą w ślady swoich rodziców.
Co mnie pozytywnie zaskoczyło na plaży, to że jednak większość ludzi przyjechało się wykąpać i spędzić czas z rodziną, bez alkoholu.
tnt_gt, dlatego powtórzę, są tacy co drą mordę, butelki wszędzie a są tacy co cicho i spokojnie.
BTW, robię różne "napoje" na bazie C2H6O, łącznie z miodem pitnym, jakoś tego nikt nie widzi na wiosce- można- można (albo moszna jak kto woli )
Dlatego ta dyskusja nic nie wprowadza, wszystko zależy od tego jak kto osobiście zachowuje się po %. I proszę adminów o nie bawienie się w przedszkolanki bo to na prawdę nie ma sensu....
joon pisze:tnt_gt, dlatego powtórzę, są tacy co drą mordę, butelki wszędzie
Dla takich zakazy są konieczne...
joon pisze: a są tacy co cicho i spokojnie.
...a dla takich, zasadniczo nic nie zmienią.
joon pisze:BTW, robię różne "napoje" na bazie C2H6O,
Dziwne rzeczy pijesz
Pozdrawiam
PS: Pamiętam czasy wprowadzania świadomej dyscypliny, kiedy jedna "mądra Pani" tłumaczyła mi zasadę: "jeśli jedno dziecko bije drugie łopatką po głowie, to nie wolno mu zwracać uwagi, ono musi samo zrozumieć, że robi źle" założenia niestety nie przewidziały, że to może się dziecku spodobać...
Izali miecz godniejszy niżli topór w boju?
Piszmy po polsku, wszak jesteśmy Polakami.
ptja pisze:ale po co nowe? Przecież już są odpowiednie: art. 51 i 145 Kodeksu wykroczeń.
Widocznie się nie sprawdzają.
pozwolę sobie pozostać przy swoim zdaniu: uchwalenie kolejnych przepisów nie jest sposobem rozwiązania problemu braku egzekwowania obecnych. Takie działanie przynosi raczej wyłącznie złe skutki.
joon pisze:tnt_gt, dlatego powtórzę, są tacy co drą mordę, butelki wszędzie
Dla takich zakazy są konieczne...
joon pisze: a są tacy co cicho i spokojnie.
...a dla takich, zasadniczo nic nie zmienią.
Śmiem twierdzić, że dokładnie odwrotnie.
Dla tych "drących mordę" zakazy nic nie zmienią (bo mają je tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę), a dla cichych i spokojnych są przeszkodą by np. wypić sobie winko w parku wieczorową porą z panną.
Jak za dobrych czasów byłem na Ukrainie to zostaliśmy zaproszeni na wieczór w lwowskim parku. Na oko z 15 osób, 2/3 Ukraińców. Było winko, grali na instrumentach, śpiewaliśmy, śmialiśmy się. Nie było "darcia mordy", było miłe spotkanie pod chmurką, które wspominam kolejne już lata. U nas już by nad nami stał strażnik miejski z mandatem...
[edit]łoops, lwowskim, a nie kijowskim parku - no ale to w sumie niewiele zmienia w temacie
Ostatnio zmieniony czwartek 21 sie 2014, 11:23 przez Marooned, łącznie zmieniany 1 raz.
"In the brave new world of the year 2000, a kiss can still break your heart." - Program from Cirque du Soleil's Alegría
Nad tymi gwiazdami jest wszechświat szybujących potworów! Wiedziałaś?
To jest podobny problem jak wypicie przez rowerzystę jednego słownie jednego piwa podczas wycieczki.
Mimo, że może spożyć go kulturalnie to po wjeździe na drogę publiczną i kontroli do niedawna mógł iść siedzieć, obecnie jako wykroczenie.
W Niemczech i innych bardziej rozwiniętych krajach istnieje całą infrastruktura nie tylko w postaci szlaków i asfaltowych dróg rekreacyjnych ( nie ddr w mieście, ale rekreacyjne asfaltowe np. wzdłuż rzek) oraz w postaci barów, pubów, noclegowni itd.
Dla mnie wypicie 1 - podkreślam słownie jednego piwka będąc na wycieczce oraz często zjedzenie do tego posiłku jest normalne, niestety przepisy mówią co innego.
Więc robiąc taką rzecz, potem mam wybór - albo odczekać ponad godzinę , albo poruszać się tylko po drogach nie-publicznych lub najlepiej połączenie obydwu.
Czy kulturalne spożycie tego 1 piwa to "wszechobecne pijaństwo"?
Może dla niektórych całkowitych abstynentów tak, dla mnie absolutnie nie, więc wszystko zależy od granic, definicji a przede wszystkim tolerancji dla zachowań innych.
joon pisze:tnt_gt, dlatego powtórzę, są tacy co drą mordę, butelki wszędzie
Dla takich zakazy są konieczne...
joon pisze: a są tacy co cicho i spokojnie.
...a dla takich, zasadniczo nic nie zmienią.
Śmiem twierdzić, że dokładnie odwrotnie.
Dla tych "drących mordę" zakazy nic nie zmienią (bo mają je tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę), a dla cichych i spokojnych są przeszkodą by np. wypić sobie winko w parku wieczorową porą z panną.
Jak za dobrych czasów byłem na Ukrainie to zostaliśmy zaproszeni na wieczór w kijowskim parku. Na oko z 15 osób, 2/3 Ukraińców. Było winko, grali na instrumentach, śpiewaliśmy, śmialiśmy się. Nie było "darcia mordy", było miłe spotkanie pod chmurką, które wspominam kolejne już lata. U nas już by nad nami stał strażnik miejski z mandatem...
Piwo czy to mocniejsze trunki pijałem i w Lwowie i w Kijowie i nikt nigdy nie miał z tym problemu. Niestety teraz przepisy się zmieniły i w UA nie można już pić alko w miejscach publicznych.
Co do picia - kilka dni temu piłem na osiedlu piwo, na ławce o 23 z znajomymi. Nikt nic nie zgłaszał, mimo że sporo osób nas widziało z balkonów na osiedlu (od ławki do balkonów było może 10 metrów). Być może dlatego że nie darliśmy modry, rozmawiali przyciszonym głosem i nie został po nas ślad.
Wszystko zależy od ludzi i ich wychowania. Cham pozostanie chamem.
Zakaz picia w miejscach publicznych jak dla mnie to parodia - ten kto chce i tak wypije. Po prostu będzie bardziej się krył.
Jak dla mnie zakaz można znieść, ale należy karać za darcie mordy, śmiecenie i uchlanie się na umór. Kara powinna być nieuchronna a jak żul nie ma kasy to do roboty, przymusowo.
„poszczególni "Panowie" zaczęli działania zwane dziś agresywną polityką sprzedaży, a chodziło o zmuszanie chłopów, do pobierania opłat za pracę w płynnej walucie „
Dobre, dobre! Tyle że nieco naciągnięte. Owszem zdarzało się ale nie aż w takim stopniu żeby wprowadzić alkoholizm. Za komuny zwłaszcza tej wczesnej pojawiały się bajeczki propagandowe o kułakach, rozpijaniu chłopów przez złych PANÓW, spekulantach itp. Jak się zna agitkę jeszcze przedwojenną komunistyczną to widać na czym bazowano. Komunistami byli żydzi. Znam region (obecnie) lubelski, okolicę Lublina. Za czasów PRL to było województwo bialskopodlaskie z miastem wojewódzkim Biała Podlaska. Tak w połowie drogi między Lublinem a Białą Podlaską jest Radzyń Podlaski. Do Podlasia to jeszcze jakoś tak nie za bardzo można go wcielić. Nazwa myląca. To pomysł komunistów był żeby do nazwy Radzyń dodać Podlaski. Znałem człowieka, który to nawet dorobił za komuny miastu herb, taki oficjalny i bardzo komunistyczny, biały niedźwiedź na czerwonym polu. Wiadomo, że u nas polarne misie występują więc uzasadnienie, że biały było, a że to głównie w zoo te misie to już detal.
Przed wojną w Radzyniu mieszkała żydówka, która zajmowała się niczym i miała z tego pieniądze na wspieranie więźniów z Białej Podlaskiej. Bowiem na chyba 48 (może to było 47, mogę się mylić) więźniów to złodziei było jakoś tak trzech do sześciu, a cała reszta to więźniowie żydzi, którzy to dostali się „w mury” za działalność agitacyjną. Bowiem konstytucja przedwojenna i prawo chroniło ustrój i nie można było szerzyć poglądów mających obalić ustrój państwa. Pamiętam historię opowiadaną na wystawie o właśnie agitacji komunistycznej przedwojennej przez starszego pana. Na wystawie były wyeksponowane książeczki komunistyczne. Zwykły czerwony karton składany na pół, a w środku imię i nazwisko i stwierdzenie przynależności i wielka okrągła pieczątka. Jeden pan czytając nazwiska w książeczkach powiedział, że zna rodzinę, której nazwiska są wpisane do książeczek i zna pewną historię. Komunistyczny agitator przekonał jedną rodzinę podając się za kuzyna do przynależenia do komunistów. Generalnie chodzenie po wsi i namawianie nie udawało się bo ludzie nie byli zainteresowani.
Aby rozumieć czemu czemu nie byli zainteresowani to trzeba znać realia życia tamte. Dla przykładu przed wojną sądy miały pełne ręce roboty od spraw zakładanych przez chłopów ziemianom czy PANOM. Było prawo gdzie do PAŃSKIEGO lasu mógł chłop wejść raz do roku bodaj po materiał na drabinę, a raz na lat chyba 25 po materiał na chałupę. W praktyce chłop do lasu szedł po co chciał i kiedy chciał i właściciele lasów musieli najmować gajowych do pilnowania. Nadal wśród starszych ludzi gajowy ma miano negatywne i jest źle kojarzony. Sprawy o morgi, windowanie kwot za pracę. Tzw. WIEŚ jak chciała miała własnego nauczyciela na państwowym stażu, którego opłacała jajkami, kiełbasą, boczkiem i kątem do spania to miała, na np. klas 4. Udało się mi takiego przedwojennego nauczyciela poznać w miejscowości Serpelice nad Bugiem. Jak większa wieś to mogła sobie pozwolić na klas 6. A spytajcie babcię ile ma klas skończonych. Ulotki z agitki komuszej odwoływały się do wyzysku pracy, pracy nadmiernej czy pracy dzieci, czy pracy młodzieży, która to musi niszczyć kręgosłupy swoje młode. Chłopak lat 16 czy 15 był traktowany jak dorosły w kwestii pracy. Tylko jak chłop „narobił” dzieci więcej, co rzadkością nie było to z automatu miał kto robić w polu więc …
Rodzina dała się zapisać do komunistów i z tej rodziny chłopaczek poszedł wieszać na drzewie przy drodze, przy szkole komunistyczny plakat i nie miał szczęścia, bo policjant go złapał. Gdyby był dorosły to by poszedł siedzieć(pewnie do Białej Podlaskiej), a że smark to wyleciał ze szkoły. Wylecieć ze szkoły to był kłopot spory i wstyd i napiętnowanie swego rodzaju społeczne. Być złapanym przez policjanta to też był wstyd, a mundurowi cieszyli się ogromnym poważaniem społecznym.
Miejscowych żydów wspierała rewolucja. Dokładnie to dostawali kasę z Rosji na działalność i życie. Tu trzeba wspomnieć, że tzw. ciężka praca to nie była domena żyda, że żyd rolnikiem nie był, bo to ciężka praca. Żydzi mieli opanowany handel i usługi. Przedwojenne polskie spółdzielnie i noszenie wstążek to wszystko było spowodowane tym co żydzi wyprawiali mając cały handel w swoich rękach. Żeby „nie kupować u żyda” Polacy zakładali spółdzielnie i magazyny z towarami żeby nie przepłacać w sklepikach żydowskich i na znak protestu nosi wstążki. Żydzi najczęściej stanowili społeczności zamknięte. Polak to z przyczyn religijnych i poglądowych był ktoś gorszy, o statusie takim jak podłe zwierzę. Ot taki religijny rasizm. Żydzi działali w sposób zorganizowany, np. zmowy cenowe żydowskich sklepikarzy, co pomagało przejmować „siłą kapitału” kamienice i ziemię i lasy. Centra małych miast (czyli kamienice) na Lubelszczyźnie były opanowane kompletnie przez Żydów. W wspominanym wcześniej Radzyniu dopiero ciągnąca się w stronę Warszawy ulica (obecnie ul. Warszawska) przyległa do centrum była zamieszkała przez polskich chłopów. Pola mieli dalej na tzw. Lędzinku. Nadal jak się wjeżdża do miast to można zobaczyć kilka ostatnich dużych chałup. W mniejszych miejscowościach żydzi nie byli tak uciążliwi i asymilacja była większa albo wręcz cieszyli się sympatią jak w Kocku (słynna bitwa pod Kockiem) oddalonym od Radzynia o 20km.
W czasach tamtych chłop mógł iść do karczmy na „szklanę” i śledzia. Śledź był z beczki i solony i żeby go z tej soli i z zalewy trochę otrząsnąć to najlepiej było przywalić śledziem trzymanym za ogon o cholewę buta. Alkohol przedwojenny mocniejszy był i bardziej zanieczyszczony. Były też naleweczki i wina i inne trunki ale to nie było tak, że szedł do karczmy chłop na naleweczkę. Chłop SIWUCHĘ pił. W Indiach jest znane powiedzenie (w bardzo kiepskim tłumaczeniu) „że najpierw ty go bierzesz a zaraz on bierze ciebie”. Chodzi o właśnie taki mocny i zanieczyszczony alkohol dla ubogich. Wielu ludzi migruje do miast za pracą. Praca jest mało płatna i ciężka. Z chorobami i bólami się chadza do lekarzy jak cię stać, jak masz na leki, a jak cię nie stać to się ból zalewa SIWUCHĄ. Owa SIWUCHA bardzo szybko uzależnia i wyniszcza i doprowadza do śmierci i właśnie to jest to „zabieranie zaraz” przez niego. Za carskiej Rosji podobnie było. Mętny płyn wykańczał szybko. Tam nawet znaleziono „sposób na walkę z alkoholizmem”. Znacie taki gest, dłoń przyłożona klinem do szyi? Alkoholików w Rosji znaczono i mieli potem bliznę na szyi. Mieli takie prawo dostać szklaneczkę trunku w „barze” do którego weszli. „Zarażony” wchodził do „pijalni” i musiał kołnierz odciągnąć żeby szyję pokazać i na niej bliznę wskazać dłonią. A nie zawsze jest lato i czasami w Moskwie jest mróz siarczysty i taka szklaneczka o stężeniu prawie spirytusu potrafiła nieźle „kopnąć” i do następnej „pijalni” może być daleko … i można na wieki przysnąć. Jak wiemy z narkotykami jest tak, że dawki się robią za słabe z czasem i trzeba większe brać bo i „głodzik” wzrasta, czyli też częściej, a w końcu to już jest taka dawka o nazwie „złoty strzał” … i koniec. Nie wiem jak się nazywał za cara alkoholowy złoty strzał … ale łatwo się było zatruć „ostatecznie”. Nikt tam nie odwodził od picia.
Przed wojną wiedziano co może zrobić alkohol ale nie było takiej jak obecnie „profilaktyki informacyjnej” w zakresie edukacji, że taki zły itd. Dopiero czasy komunistyczne to jest wzrost picia i nie bez powodu. Kto czytał „Nieznośna lekkość bytu” Kundery ten kojarzy „o co chodzi”. W całym bloku komunistycznym alkoholizm to była choroba społeczna. W Czechach odgórnie, urzędowo, masowo powstawały knajpy z dyżurnym tajniakiem. Rozbijanie więzi społecznych, niszczenie starej kultury i starej tradycji , niszczenie wszystkiego co powoduje jakąś jedność ludzi, rozpijanie i skłócanie to była ważna praca komunistów wedle wytycznych z Moskwy i praktyk przećwiczonych wcześniej na innych ludach. Najlepiej się rządzi ludźmi zastraszonymi i ogłupionymi. Pijani w barach łatwo tajniakowi wyśpiewywali co kto z kim.
Picie zawdzięczamy komuszkom.
Widzę pewną od kilku lat zmianę w tym segmencie. Powszechne picie w zakładach pracy i w szpitalach itp. miejscach znikło. Nadal są „ortodoksyjni wyznawcy” ale jednak za bardzo się ludzie boją stracić pracę żeby „walić” w zakładzie pracy. Zresztą kiedyś na państwowym było inaczej, a teraz u prywaciarza to za procenty się wylatuje i jest 10 na wolne miejsce. Sam jestem abstynentem od zawsze. Mam znajomych pijących i tu muszę „powiedzieć”, że mała część pije w sposób do przyjęcia. Są to ludzie którzy do picia wybierają lokal, rezerwują sobie kąt, salkę. Przyjeżdżają na imprezkę, a raczej spotkanie taksówkami, zawsze w towarzystwie jest minimum jedna trzeźwa osoba na wszelki wypadek i ten warunek opieki trzeźwych nad pijącymi jest kategorycznie przestrzegany. Do tego są to ludzie, którzy upijają się rzadko, zazwyczaj są lekko wstawieni. Piją trunki dobre. Nie specjalnie nawalonych lubię towarzystwo, a w przypadku tej ekipy muszę stwierdzić, że spokojnie mogę z nimi posiedzieć, bowiem wstawiają się na wesoło, a mają o czym opowiadać. Zaś reszta moich znajomych to są ludzie co walą dla nawalenia. Poziom po nawaleniu … dno.
Przy czym jedno mogę stwierdzić obserwując znajomych, generalnie alkohol to nie jest coś dla ludzi. Nawet ludzie pijący dla smaku i mało i nie po to żeby się uwalić, a nawet pijący tyle, że nie ma szans na lekkie wstawienie jednak mają „gdzieś głęboko za skorą” świadomość rozluźnienia jakie daje kieliszek. Jak na człowieka spadnie ciężar to jednak może sobie łatwo sięgnąć po rozluźniacza. Umówmy się, mamy słabsze momenty w życiu, więcej problemów i mniej odporności. Sięgnąć po coś na rozluźnienie i uciszenie jest łatwo. Znam ludzi co to sobie popijali dla smaczku i zapomnieli, że smaczek uzależnia. Ja tam jestem „uzależniony” od ogórków konserwowych. Przy czym ogóreczki nawet jak się rozpuszczę nie powodują tego co może mi grozić gdybym się raczył procentami.
Odnosicie się do tego jak się pije i gdzie. Generalnie to jak się zachowują Polacy i gdzie i to bez alkoholu zostawia do życzenia wiele. Nie lubię jeździć autem, bo na bank wiem, że spotkam ludzi bez włączonych świateł, zapiętych pasów, jadących środkiem, trąbiących na mnie żebym zjechał na pobocze bo im się spieszy, takich co to im nie są potrzebne kierunkowskazy , wymuszających pierwszeństwo, takich co zapomnieli połowę znaków, takich co nie pamiętają kto ma pierwszeństwo, takich co myślą iż na drodze są sami, jadących na trzeciego i na czwartego, takich co to puszki po piwie albo napojach albo papierki wywalą mi na maskę przez otwarte okno własnego auta, takich co na trasie o małym ruchu muszą jechać za mną „siedząc mi w bagażniku” bo lubią zabawę w wagoniki … Nie muszę jeździć pół roku żeby spotkać się z wymienionymi „przypadkami”, wystarczy mi, że zrobię trasę przez Lublin i w plener, jakieś 40km. Na okrągło ostatnio ostro hamuję. Na szczęście refleksu starcza ale mam tego dość i w końcu się fart mi skończy.
Polak nie musi być pijany żeby trzeba było się z nim użerać. W Niemczech byłem w barze, Niemcy fajnie razem śpiewają piosenki, cała knajpa śpiewa. Jedyny stolik gzie się nie śpiewa i są nawaleni to stolik z polakami i ruskimi.
Mamy takich „wspaniałych” ludzi w koło, że jak jestem przeciw zakazom, to non stop widzę, że w ryzach trzymać trzeba towarzystwo. Jakieś prawo jest i jakieś było. Kiedyś milicjant budził respekt, obyczajowe paragrafy były, panowie spod budki z piwem na widok nyski milicyjnej czmychali. Teraz jak widzę gnojków jak pyskują dorosłym policjantom i tychże policjantów objętych niemocą to ręce opadają. W Niemczech jak w godzinach pracy ze znajomymi staliśmy autem pod blokiem to było wiadomo, że zaraz minimum 10 uczynnych siedzących w domu staruszków zadzwoni po policję. Bowiem kilku młodych mężczyzn w godzinach pracy ma być w pracy, a nie siedzieć „na darmo” w aucie. To dla Niemca jest niepojęte żeby nie pracować, to jest podejrzane. U nas jak się coś dzieje to wszyscy owszem z ciekawości obserwują ale nikt nie zadzwoni na niebieskich. Ja jak dzwonie na niebieskich to jestem przez dyżurnych spławiany.
Za wiele wszędzie bałaganu żeby coś w tym kraju szło jak trzeba.
Ostatnio zmieniony czwartek 21 sie 2014, 00:09 przez OR, łącznie zmieniany 1 raz.
Przeczytałem całość i zastanawiam się do jakich Ty Niemiec jeździsz
Z racji pracy bywam w Niemczech i jakoś nie mogę się zgodzić z tym co napisałeś.
Siadywaliśmy w Niemczech przed blokiem/domem i nikt nie dzwonił po policję.
Niepojęte, żeby nie pracować?
Wyjedź kawałek za centrum Berlina to zobaczysz sporo ludzi wałęsających się po mieście bez celu.
Nie widziałeś niemców pijanych w sztok?
Przejedź się na początek, albo koniec Oktoberfestu, ewentualnie wybierz się wieczorem w Berlinie do Kreuzbergu.